Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Kobiet "Dbamy o Mamy"

piątek, 21 lutego 2020

(165) Niespodziewane korzyści z aktywności fizycznej w ciąży


Lubimy "kolekcjonować" różnego rodzaju korzyści z aktywności fizycznej w ciąży. Im bardziej niespodziewane, tym lepiej. No bo np. takie jak lepsza kondycja, dobre samopoczucie, mniejsze prawdopodobieństwo tycia, to oczywistość i banał. Ludzie się już osłuchali i puszczają mimo uszu. Musimy szukać czegoś co zaciekawi, zmusi do refleksji, a w konsekwencji zachęci (mamy zawsze nadzieję...) do regularnej aktywności.

W kolekcji mamy np. takie korzyści:
- ćwiczenia wpływają na sprawność łożyska - co szczególnie istotne w jakiś sytuacjach kryzysowych, wypadkach, itd. - lepsze łożysko może uratować dziecko,
- ćwiczenia wpływają na zmysły, motorykę, a nawet ... inteligencję dziecka,
- ćwiczenia zwiększają szansę uniknięcia drobnych asymetrii, nieprawidłowości u dziecka,
- ćwiczenia zwiększają szansę na poród w terminie (to, że nie przenosisz ciąży, ale też nie urodzisz zbyt wcześnie), 
- ćwiczenia zwiększają szansę na to że dziecko ułoży się optymalnie do porodu.
O takich korzyściach możesz poczytać w wydanej przez Stowarzyszenie książce "Przećwicz ciążę"("tłumaczenie "Exercising Through Your Pregnancy")
https://www.stowarzyszenie.dbamyomamy.org.pl/index.php/component/k2/item/537-ksiazka-przecwicz-ciaze-juz-w-sprzedazy.html

Ostatni czas spowodował, że do naszej kolekcji dodałyśmy jeszcze coś. Otóż, dziewczyny, które regularnie ćwiczyły w ciąży teraz mają lepszą odporność niż koleżanki unikające rucha jak ognia. No i są lepiej przygotowane do samodzielnego porodu, tzn.bez osoby towarzyszącej, co podobno już wymusiła sytuacja epidemiologiczna, a jeśli nie, to pewnie lada chwila wymusi. Jeśli ćwiczyły naprawdę regularnie, to zapewne przełożyło się też na ich większy spokój emocjonalny...

One wygrały, jeśli tak można powiedzieć w tak trudnej sytuacji. Są zupełnie w innym miejscu niż np. pani Magda, która była tylko kilka razy w szkole rodzenia, a nawet wtedy wybierała tylko tematy niewymagające jej zaangażowania typu "Jak spakować torbę do szpitala" albo Ewa, dla której ciąża to były zakupy, zakupy. Naprawdę nie warto poświęcać 16 godzin na poszukiwanie dziecięcego kocyka we flamingi. Można je spędzić sensowniej.

czwartek, 2 stycznia 2020

(164) Co robi z człowiekiem przerwa w ćwiczeniach :-)




Zacznę od osobistego wyznania, ale zaraz będzie ogólnie i o ciąży :-)

Niedawno miałam przymusową trzytygodniową przerwę od ćwiczeń. Najpierw przeze mnie i moją rodzinę przetoczyła się grypa żołądkowa (tak się wywnętrzam, żebyście wiedziały, że to naprawdę nie wagary, tylko siła wyższa). Potem wyjechaliśmy na ferie (spacerów nie uważam za ćwiczenia, a "pilatesów" tam nie było :-) ).

W każdym razie te trzy tygodnie zadziałały na mnie destrukcyjnie, mimo że:
- to tylko trzy tygodnie,
- nie jestem w ciąży,
- generalnie dużo się ruszam, a to była naprawdę wyjątkowa sytuacja w skali roku.

Od razu odczułam, że jestem słabsza. Po tej przerwie nie odważyłam się iść od razu na wymagające zajęcia pt."Powięź", zaczęłam spokojnie od jogi i "Zdrowego kręgosłupa". Poza tym zauważyłam pewną sztywność w swoim ciele :-) Jasne, że nie była to jakaś spektakularna "zapaść", ale ja widziałam zmianę na gorsze, a to pozwólcie, że powtórzę:
- były tylko trzy tygodnie przerwy,
- nie jestem w ciąży,
- generalnie się ruszam.

To taki tylko felietonowy przykład, bo nie chodzi przecież o mnie - po prostu tak to działa.
2-3 tygodnie przerwy w jakimkolwiek sporcie powodują niekorzystne zmiany.
Czasem mniejsze, czasem większe, bardziej czy mniej mierzalne, ale one zawsze się pojawią.

Do czego zmierzam? Do tego, co z uporem maniaczki powtarzam na każdych zajęciach szkoły rodzenia, a co po tych trzech tygodniach poczułam: przyszła mama, która ćwiczy przez całą ciążę 1-2 razy w tygodniu jest totalnie w innym miejscu niż jej unikająca ruchu koleżanka.
I to pod każdym względem: siły, mobilności, świadomości ciała, itd.

Ciąża to nie trzy tygodnie, tylko 13 razy dłużej.
Na to nakładają się zmiany ciążowe - "biomechaniczne", zwiększona masa, itd.

Jeśli trzy tygodnie przerwy powodują pogorszenie sprawności, to same pomyślcie co się wydarzy po czasie trzynaście (!!!) razy dłuższym.

Na koniec jeszcze jedna anegdota. Kiedyś byłam świadkiem rozmowy przyszłej mamy z położną. Mama była w 39 tygodniu ciąży, kiedy zażądała od położnej, żeby to ona była przy jej porodzie. Tak, zażądała, celowo użyłam tego słowa, powiedziałabym nawet, że pani była agresywna. Miała jasno sprecyzowane oczekiwania: urodzi w pozycji wertykalnej, bez znieczulenia i nacięcia krocza z tą właśnie położną, bo takie ma żądanie. Położna powiedziała, że to raczej nie jest możliwe, bo umawia się ze swoimi rodzącymi przed 30 tygodniem ciąży, ale dla porządku zapytała jeszcze przyszłą mamę czy przygotowywała się fizycznie do porodu. Mama odpowiedziała, że ćwiczyła regularnie ... przed ciążą i to sprawi, że świetnie urodzi.

To naprawdę tak nie działa, ani agresja (mylona zapewne ze stanowczością...), ani świetna położna, ani pobożne życzenia porodowe nie zastąpią regularnego, długotrwałego przygotowania fizycznego.


środa, 11 grudnia 2019

(163) Postanowienie noworoczne i trochę ciekawych książek

Być może jestem nieco staromodna. Trudno. Lubię jednak czytać i to papierowe książki. Rok temu zrobiłam postanowienie, że przeczytam 50 książek. Przeczytałam 60. W tym ok. 20 "stowarzyszeniowych", czyli związanych z tym co robi Stowarzyszenie "Dbamy o Mamy" - ciąża, poród, ciało, ćwiczenia. Wspomnę przynajmniej o niektórych, bo może Was też zachęcę do lektury:

"Sexed.pl" rozmowy Anji Rubik - książka w zasadzie dla nastolatków, ale chciałam ją poznać, bo wydaje mi się, że to, że kobiety nie ćwiczą w ciąży, niewiele się uczą, boją się panicznie porodów, nie karmią piersią, itd. ma swój początek w braku edukacji seksualnej. Już jako dzieci, nastolatki jesteśmy systemowo odcinani od ciała, to dlaczego potem ma być lepiej.

"Rodzić można łatwiej" położnej Izabeli Dembińskiej. Polecam przyszłym mamom, choć mam jedno niemerytoryczne "ale" - jak dla mnie książka za kolorowa, trochę mnie to męczyło.

"Cud narodzin. Hipnoza do porodu" Karoliny Piotrowskiej - tę książkę możesz chyba tylko nabyć jako część kursu hipnozy. Do wzięcia udziału w takim kursie zawsze zachęcam kursantki szkoły rodzenia.

"Essential Exercises for the Childbearing Year" autorstwa Elizabeth Noble. Dla mnie lektura porażająca. Napisana w latach siedemdziesiątych, ja czytałam czwarte wydanie z początku lat dziewięćdziesiątych. Autorka, która przybyła do USA z Australii, gdzie podobno już 50 lat temu mówiono o dnie miednicy i przyjaznych porodach, jest zszokowana medykalizacją ciąży i porodu w Stanach. No cóż, zapraszam do Polski w 2020 roku.

"Radość rodzenia. Rozmowy o ciąży i porodzie" Marianny Szymarek. O tej książce już pisałam (cały post), więc proszę przejrzyj ostatnie posty.

"Poród w hipnozie. Szkołą rodzenia" Lecha Piechnika. Podziwiam sam fakt, że książkę o hipnozie napisał lekarz ginekolog, że wyszedł poza medyczne widzenie porodu. Natomiast książki nie polecam - niepotrzebne w kontekście tematu opisy chorób, za to w częściach o hipnozie, medytacji, itd. wiele mi brakuje. Do książki załączona płyta do hipnozy. Niestety zwiera sugestie typu (cytuję) "słuchaj się personelu", nie wiem czy to najistotniejsze. Jednak jeśli nie chcesz wydawać ok. 400 zł na kurs (np. wspomniany wyżej), to jednak kup tę książkę (ok. 30 zł).

"Jak prawidłowo chodzić, stać, siedzieć. Nowe zasady" autorstwa Mary Bond. Tytuł mówi sam za siebie. Bardzo konkretna, dobrze napisana i ładnie wydana. Nie ma tam niestety nic o ciąży, a dla osób zupełnie niezwiązanych z ruchem, ciałem, itp. pewnie jest zbyt szczegółowa, ale warto ją chociaż przejrzeć, jeśli wpadnie Wam w ręce.

"Naucz się prawidłowo oddychać" Belissa Vranich - znów niestety nic o ciąży, co nie znaczy, że nie można jej w tym okresie przeczytać i robić przynajmniej niektórych ćwiczeń. Czytałam już ze trzy książki o oddychaniu, ale ta jest najlepsza.

piątek, 6 grudnia 2019

(162) Nie leż w czasie porodu! Ciąg dalszy



Muszę uzupełnić poprzedni wpis, bo nie chcę żebyś nabrała przekonania, że skoro nie masz leżeć w czasie porodu, to może masz ciągle chodzić, zmieniać pozycje, bez przerwy się ruszać albo że koniecznie musisz wykonać sugerowane w poprzednim wpisie ćwiczenia.

Nic z tych rzeczy!

W chodzeniu w czasie porodu nie chodzi o to, żebyś przemierzała kilometry równym tempem :-) Chociaż znamy dziewczyny, którym bardzo pomogło dojście na porodówkę na osobistych nogach (nie miały daleko). O dobrych skutkach przychodzenia (a nie przyjeżdżania) do porodu wspominała też położna Iwona Marczak w kontekście swojej książki "W Kórniku czy w malinach". Zresztą w szpitalu nie będzie nawet przestrzeni, żeby maszerować, ale nie szkodzi. Mówiąc "chodzenie" mamy na myśli kilka kroków przemierzonych z godnością, przerywanych np. pochyleniem i podparciem o drabinki/partnera, kołysaniem bioder, itd. cokolwiek Twoje ciało "wymyśli".

Zmienność pozycji też nie jest istotna. To nie jest tak że im więcej, tym lepiej. My na swoich zajęciach uczymy ich dużo, ale po to, żebyś miała wybór. Być może w czasie porodu wykorzystasz tylko jakieś dwie lub trzy. A może jednak dziesięć. Nie wiem tego ani ja, ani Ty. Tu jeszcze ciekawostka - w czasie porodu nie musisz wcale wykorzystywać ruchów, "ćwiczeń", które lubiłaś w ciąży. Słyszymy np. o tym, że ktoś w czasie ciąży nie rozstawał się z dużą piłką do siedzenia, kołysania, a w czasie porodu nie mógł na nią nawet patrzeć.

Nie musisz się ruszać bez przerwy i raczej nie będziesz, jeśli Twój poród potrwa trzynaście godzin albo chociaż dziewięć. Możesz spędzić mnóstwo czasu w jednej pozycji np. siedząc okrakiem na krześle, opierając się na oparciu i poddając masowaniu albo klęcząc albo jeszcze inaczej. Pamiętaj tylko, żeby nie było to leżenie na plecach.

Nie musisz wykonać żadnego z opisanych w tym czy poprzednim poście "ćwiczeń". To tylko sugestie. Na zajęciach zawsze podkreślam, że w idealnym świecie, w którym żyłybyśmy w harmonii ze swoimi ciałami, nauka pozycji porodowych byłaby nonsensem. Po prostu rodziłabyś sobie w instynktowny sposób. Niestety jednak nie żyjemy w takim świecie, a nawet powiedziałabym, że większość z nas żyje bardzo daleko od swoich ciał. Latami nie zażywamy ruchu, a w ciąży to już wcale, zbieramy miliony napięć w ciele, większość życia siedzimy, nie chcemy dowiedzieć się niczego o swoim ciele nawet za darmo (wiemy, bo prowadzimy bezpłatne warsztaty o takiej tematyce), kiepsko oddychamy, jak bolą plecy, to bierzemy środek przeciwbólowy, zamiast poruszać się i/lub skorzystać z fizjoterapii, itd. itp. Dlatego konieczne są zajęcia przygotowujące do porodu, które w idealnym świecie nie miałyby racji bytu.Jednak to co na nich prezentujemy to tylko sugestia, a nie jedyna możliwość. Prawdopodobnie nawet nie najlepsza możliwość. To Twoje ciało wymyśli najlepszą, pod warunkiem, że się nad nim trochę pochylisz, otworzysz na doznania, dostarczysz ruchu, tlenu i relaksu. 

czwartek, 5 grudnia 2019

(161) To można rodzić inaczej niż leżąc na łóżku?

W czasie ostatniego spotkania w szkole rodzenia, mówiłam o sposobach łagodzenia bólu porodowego. Zaczęłam od tego, że działasz już przeciwbólowo, jeśli rodzisz w innej pozycji niż leżąc na plecach na łóżku.

Na to jedna z uczestniczek powiedziała: "To można rodzić inaczej niż na leżąco? Pierwszy raz o tym od Pani słyszę".

Słowo pisane tego nie oddaje, ale w tym pytaniu nie chodziło o np. o procedury szpitalne czy przychylność personelu do rodzenia w pozycji innej niż na plecach, ale raczej o sam pomysł.

Wobec tego, chciałam zacytować fragment naszej broszury, którą Stowarzyszenie wydało w 1000 egzemplarzach i dystrybuowało bezpłatnie. Niestety nakład się wyczerpał. Może chcesz zostać sponsorką dodruku? :-)



Pozycje wertykalne, czyli dlaczego lepiej nie rodzić w pozycji leżącej. 

Wbrew temu, co widzisz na filmach, co słyszałaś lub czego może sama już wcześniej doświadczyłaś, leżenie na plecach w czasie porodu nie jest najlepszą pozycją do rodzenia. Dokładnie rzecz ujmując jest pozycją prawie najgorszą (gorsze byłoby tylko zwisanie głową w dół). Dlaczego? Z wielu powodów – choćby dlatego, że generuje dodatkowy niepotrzebny dyskomfort i ból.

Na początku zajęć o porodowych pozycjach wertykalnych zawsze pytamy: „Kto z Państwa, kiedy bolała go głowa, żołądek, brzuch, noga czy cokolwiek innego, położył się na plecach i zaświecił sobie lampą w oczy?”. Nie spotkałyśmy jeszcze osoby, która odpowiedziałaby twierdząco. Niektórzy mówią, że leżeli na boku, kuląc nogi, inni, że chodzili i głęboko oddychali, jeszcze inni, że masowali kark albo czekali na czworakach na kolejny atak torsji. Nikomu nie przynosiło ulgi leżenie na płask bez ruchu. Ten mały eksperyment przekonuje do aktywnego rodzenia.

Jednak to nie koniec zalet pionizowania się i ruchu w czasie porodu. Oprócz dyskomfortu i bólu leżenie na plecach powoduje też inne niedogodności. Kiedy przyjmujesz taką pozycję, Twoje dziecko musi „wypełznąć” samo, a do tego ma pod górkę. Jeśli poruszasz się w pionowej pozycji, dajesz mu impulsy do wychodzenia, „wytrząsasz” je, a dodatkowo pomaga Ci siła grawitacji (to nie żart: łatwiej schodzić w dół, niż wspinać się pod górę).

Pozycje wertykalne skracają czas porodu średnio o 30%. Przyspieszają rozwieranie się szyjki macicy, wzmacniają skurcze. Sprawiają, że Ty i dziecko jesteście lepiej dotlenieni, a co za tym idzie – mniej zestresowani. Twoje kości lekko się rozsuwają i poszerzają drogę dziecku oraz nie gniotą mu nadmiernie główki (jeśli leżysz na plecach, nie ma szans, żeby kości się rozsunęły). Na koniec ułatwiają parcie i dzięki nim zmniejsza się ryzyko nacięcia krocza.

Jeśli nie leżeć, to co robić? 

Przekonałyśmy Cię, że leżenie to nie jest dobry sposób na poród. Teraz pewnie zapytasz: wobec tego, co robić? Nasza odpowiedź nie usatysfakcjonuje raczej inżynierek i księgowych – najlepiej ruszać się intuicyjnie, otworzyć się na swoje ciało. W sprzyjających okolicznościach ono nam naprawdę podpowie, kiedy się pokołysać, kiedy podnieść nogę, pochylić się czy ukucnąć. Może być jednak tak, że będziesz zbyt zestresowana, żeby swoje ciało usłyszeć. Dlatego (i żeby usatysfakcjonować inżynierki i księgowe) poniżej opisujemy trzy ćwiczenia, które możesz wykorzystać w czasie porodu.

Bociani krok. Techniki wykonania bocianiego kroku są różne. Jedna z nich to unoszenie na przemian kolan bokiem. Możesz to robić w miejscu lub iść przed siebie. Możesz też stawiać nogę na podwyższeniu (krześle, drabince) i trwać trochę w tej pozycji.
To ćwiczenie przyspiesza rozwieranie się szyjki macicy i przez asymetryczne ustawienie miednicy ułatwia dziecku wychodzenie (uniesienie kolana jest skutkiem, a nie istotą ćwiczenia – unosisz je po to, żeby zmienić położenie miednicy).

Kołysanie biodrami. Ruszaj biodrami w jakikolwiek sposób, rób co Ci przyjdzie do głowy i co jest dla Ciebie miłe, np. krążenia, ruchy na boki, w tył i przód… Możesz wykonywać ruchy biodrami na piłce albo stojąc. Kołysanie łagodzi ból i przyspiesza również poród. Im bardziej rozkołyszesz się w ciąży, tym łatwiej będzie Ci w czasie porodu. Poród to nie jest już moment na uelastycznianie i ćwiczenie mobilności. Jeśli chcesz wykorzystywać piłkę, to też powinnaś się z nią zaprzyjaźniać przez całą ciążę. Jeśli piłkę po raz pierwszy zobaczysz na sali porodowej, to najprawdopodobniej będziesz bała się na niej usiąść. Ewentualnie usiądziesz, ale dużo energii stracisz na łapanie równowagi, zamiast na rodzenie.

Głęboki przysiad. Ukucnij tak, jak robią to dzieci. Dobrze byłoby, gdybyś dała radę postawić całe stopy na podłodze. Możesz sobie pomóc, trzymając się piłki, drabinek, partnera. Dobrze jest przeplatać przysiady bocianimi krokami lub kołysaniem bioder.
To też pozycja na przyspieszenie rozwierania się szyjki macicy. Szczególnie jeśli nie korzystasz z pomocy, tylko kucasz sama. Świetna również do ostatecznego rodzenia – kanał rodny jest w niej maksymalnie rozszerzony i skrócony (czyli Twoje dziecko pędzi autostradą, a nie przeciska się górską ścieżką, jak podczas leżenia na plecach).

czwartek, 26 września 2019

(160) Stowarzyszenie w Biuletynie Wielkopolskiej Izby Lekarskiej


Chciałyśmy się pochwalić, że informacja o wydanej przez Stowarzyszenie książce "Przećwicz ciążę" trafiła do 12 tysięcy lekarzy zrzeszonych w Wielkopolskiej Izbie Lekarskiej.

Bardo dziękujemy dr Annie Skrzypczak - bez niej nie pisałybyśmy tego postu , a Pani Rzecznik Katarzynie Strzałkowskiej za wspaniały wywiad, pomoc i zaangażowanie.

Całostronicowy wywiad został opublikowany na stronie 16 Biuletynu Informacyjnego WIL. 

Zapraszamy do lektury:
https://wil.org.pl/wp-content/uploads/wil-09-2019-issuu.pdf

P.S. 

Jeśli przeczytasz wywiad, to zaliczasz się do czytelników Biuletynu i możesz skorzystać z opisanej promocji...

czwartek, 19 września 2019

(159) O co chodzi z dnem miednicy?



Od 16 września do 20 grudnia, dzięki dofinansowaniu Urzędu Miasta Poznania, zapraszamy wszystkie kobiety na bezpłatne ćwiczenia i warsztaty dna miednicy. Zanim na nie przyjdziesz lub jeśli zastanawiasz się czy te zajęcia są dla Ciebie, przeczytaj poniższe krótkie informacje o dnie miednicy (tekst pochodzi on z książeczki "Zdrowa, sprawna, świadoma. Poradnik przyszłej mamy". Stowarzyszenie wydało poradnik w 1000 egzemplarzach, również częściowo dzięki dofinansowaniu Urzędu Miasta. Książeczka była rozdawana bezpłatnie - niestety nakład wyczerpał się. Jeśli chcesz wesprzeć dodruk, zapraszamy do kontaktu).

Dno miednicy to taki mięśniowy hamak w dole naszego tułowia, podtrzymujący wnętrzności. Hamak składa się z kilku różnych warstw (do ćwiczeń nie potrzebna nam anatomiczna precyzja) i ma otwory – trzy u kobiet (cewka moczowa, pochwa i odbyt), dwa u mężczyzn. Powiązane jest z różnymi funkcjami organizmu, różnymi aspektami życia: oddychaniem, wydalaniem, życiem seksualnym, mówieniem, emocjami, ruchem, kichaniem (jeśli skręcisz głowę w prawo lub w lewo to kichnięcie będzie mniej obciążające dla dna miednicy!). Czasem może mieć związek z bólem tak odległych struktur jak kolano lub szczęka… Sprawne dno miednicy jest potrzebne całe życie i kobietom, i mężczyznom. Jednak w czasie ciąży i porodu jego znaczenie jeszcze rośnie. W ciąży utrzymuje rosnący brzuch, a podczas porodu musi się sprawnie otworzyć, a potem równie sprawnie wrócić do stanu wyjściowego. Co robić, aby dno miednicy było zdrowe? Odpowiadamy jak zawsze: być aktywnym fizycznie, dodatkowo zadbać o prawidłowe nawyki w życiu codziennym i starać się ćwiczyć dno miednicy bezpośrednio przez tzw. ćwiczenia Kegla.  

Aktywność fizyczna. Z jednej strony „dobra” aktywność fizyczna poprawia sprawność, siłę i elastyczność dna miednicy, z drugiej – sprawne dno miednicy wykorzystywane w życiu i sporcie odwdzięcza się nam – wykonujemy ładniejsze ruchy, mniejszym nakładem sił. To dobra i zła wiadomość. Dobra, ponieważ nie musisz już się martwić, że nie rozumiesz instrukcji czy opisów ćwiczeń Kegla (o tym za chwilę). Zła, bo oznacza to, że nie wystarczy tylko ściskać jakichś „mitycznych” głęboko ukrytych mięśni, leżąc na kanapie z paczką chipsów. Trzeba regularnie się ruszać. Najlepiej wykorzystywać techniki budujące świadomość ciała, jak taniec brzucha, pilates, fitball, zdrowy kręgosłup, core fitness, joga.

Prawidłowe nawyki. Twoje dno miednicy lubi prawidłową postawę ciała, świadome i głębokie oddychanie, używanie piłki zamiast krzesła, wykorzystywanie podnóżka w toalecie, utrzymywanie prawidłowej masy ciała. Nie lubi foteli, kanap, stresów, pośpiechu w toalecie, zaparć, ciasnych pasków, częstego i długotrwałego noszenia wysokich obcasów.

Ćwiczenia Kegla. Przedstawiamy tu jeden rodzaj ćwiczeń dna miednicy. Spróbuj go opanować i wdrożyć w życie, a potem możesz eksperymentować z innymi sposobami:
1) stań prosto. Odszukaj struktury, do których przymocowany jest Twój mięśniowy hamak. Dotknij z przodu spojenia łonowego, z tyłu kości krzyżowej. Potem unieś wysoko prawe kolano, w tej pozycji wyczuj ręką kości w pośladku (guz kulszowy). To samo zrób na lewą stronę. W czasie dalszych instrukcji pamiętaj o czterech miejscach, które dotknęłaś;
2) rozszerz nieco nogi. Palce stóp skręć do środka. Jedną dłoń połóż na brzuchu, drugą na pośladku. Skręcenie stóp w rozkroku ma utrudnić nam mimowolne ściskanie pośladków. Ręce to nasze kontrolki. Jeśli poczujemy spinanie, rozluźnijmy się, pomasujmy;
3) teraz próbujemy podnosić siłą woli nasz hamak do góry (przypomnij sobie o wcześniej dotykanych czterech punktach zaczepienia). Po każdym podniesieniu odkładamy hamak na miejsce. Nasze dno miednicy ma być silne jak strongman i elastyczne jak baletnica. Unoszenie do góry to praca strongmana, a rozluźnianie – baletnicy; 4) z czasem możesz wykonywać ćwiczenie w innych pozycjach. Zawsze pamiętaj o tym, żeby w trakcie oddychać! Liczba powtórzeń zależy od Ciebie.