Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Kobiet "Dbamy o Mamy"

niedziela, 19 czerwca 2022

TRE - Tension Releasing Exercises

Czy słyszałaś kiedyś o TRE? Nawet jeśli nie, to nie wykluczone, że tego doświadczyłaś. TRE (Tension Releasing Exercises, wcześniej: Trauma Releasing Exercises) to system ćwiczeń uwalniających napięcie, w skrócie sprowadzających się do wprowadzenia ciała w drżenie. Taki efekt możemy uzyskać też całkiem nieświadomie, kiedy to ciało samo uzna, że nie jest już w stanie "skonsumować" zbierającego się w nim napięcia. Drżenie może być niewielkie, np. drżenie nóg albo baaardzo spektakularne niczym taniec świętego Wita. Możesz go doświadczyć w czasie porodu lub po nim. Nie bój się tego. Nie wstrzymuj. Poczujesz ulgę. Bohaterka poniższego wywiadu mówi, że doświadczyła właśnie takiego trzęsienia się po porodzie, ale wtedy jeszcze nie była świadoma tego, że to normalne, a nawet pożądane, a nikt jej w tym drżeniu nie towarzyszył. Ja miałam troch lepiej, bo lekarka, która zszywała mi krocze i była świadkiem drżenia, dała mi znać, że to jest ok. Właśnie tak: "dała znać, że to jest ok", bo nie nazwała tego zjawiska, nie wytłumaczyła, nie rozwijała tematu, ale kiwnięciem głowy, wzrokiem, dwoma aprobującymi słowami przynajmniej mnie trochę uspokoiła. To było w szpitalu. Po porodzie domowym nie drżałam. Może przypadek, może dlatego że trwał on 1/3 czasu porodu szpitalnego, a może porody domowe nie są dla ciała traumą? 🙂 Czy w ciąży możesz ćwiczyć TRE? Bohaterka wywiadu w "Kwartalniku Przekrój" (https://przekroj.pl/spoleczenstwo/tre-czyli-pozwol-cialu-drzec-agnieszka-rostkowska?fbclid=IwAR3bOk8qHaVxE5QiXg1qtyu2JcHdoxiExM6h-FCTANwjEvMrPIezO3RkHWs) mówi tak: "Wśród przeciwwskazań wymieniamy również ciążę i rzeczywiście kobiet w ciąży nie przyjmujemy ani na sesje grupowe, ani indywidualne. To środki ostrożności, być może przesadne, ale jest to stan tak cenny, a zarazem kruchy, że lepiej dmuchać na zimne. Natomiast wiele kobiet, które poznało TRE przed zajściem w ciążę, przyznaje, że kontynuuje ćwiczenia także w ciąży, bo dzięki nim nie ma bólów krzyża i opuchniętych nóg. A kiedy główka dziecka zaczyna ustawiać się do kanału rodnego, to nagle ochota na drżenie przechodzi. Kobieta nie musi nawet liczyć tygodni; jeśli jest w dobrym kontakcie ze swoim ciałem, to intuicyjnie czuje, gdy drżenie już nie jest wskazane".
Nie jestem specjalistką od TRE, ale od niemal 20 lat zgłębiam temat aktywności fizycznej w ciąży i dostrzegam tu pewne analogie (np. ćwiczenie shimmy z tańca brzucha w ciąży). Na tej podstawie zaryzykuję sugestię, że warto jednak spróbować ćwiczeń TRE w ciąży, szczególnie jeśli żyjesz w ciągłym napięciu. Napięcie jest bardziej szkodliwe od ćwiczenia. Zresztą ćwiczenia możesz w każdej chwili przerwać, przecież to nie cyrograf albo przykucie do kaloryfera. No i ostatnia rzecz - możesz spontanicznie doświadczyć trzęsienia się, więc dlaczego nie pomóc sobie trochę wcześniej, zanim nasze ciało zostanie doprowadzone do ostateczności? (P.S. ja właśnie doświadczyłam potężnego drżenia w siódmym miesiącu ciąży. Po wielogodzinnym przebywaniu w toksycznej, milczącej atmosferze, w której "siekierę można było zawiesić", zasnęłam, a w środku nocy obudziłam się, ponieważ moje kończyny i reszta ciała zaczęły żyć własnym życiem).

Etnografowie kontra akuszerki



Zawsze się ogromnie cieszę, kiedy w mainstreamowych mediach pojawiają się tematy ciążowo-porodowe (co nie zdarza się często). Tym razem w Tygodniku "Polityka" (nr 22) można przeczytać wywiad z Sabiną Jakubowską, autorką powieści "Akuszerki", doulą i ... archeolożką. Sabina Jakubowska mówi między innymi o tym, że etnografowie z przełomu XIX i XX w. pisali deprecjonująco o akuszerkach. Nazywali je głupimi zabobonnymi babkami, skazującymi kobiety na cierpienie. Tymczasem dziś wiemy, że wiele z praktyk "babek" można wyjaśnić naukowo. Np. nakłanianie rodzącej, żeby wstała z łóżka i poszła pomodlić się pod figurkę. Dziś wiemy, że pozycje wertykalne, ruch, ale także modlitwa, która mogła być formą relaksacji to świetne metody porodowe.

czwartek, 14 kwietnia 2022

(186) Epidemia skracających się szyjek

Może być zdjęciem przedstawiającym co najmniej jedna osoba i tekst „co z TĄ SZYJKĄ? TWOJE KOMPENDIUM WIEDZY z @BABKIBABKOM”

Niezastąpiona fizjoterapeutka Ania Szczepanik podesłała mi link do postu "Co z tą szyjką?" na @BABKIBABKOM Przeczytajcie go koniecznie!

Nawet nie wyobrażacie sobie jak ja się cieszę, że się pojawił, i że napisała go ginekolożka.
Mówię o tym samym od wielu lat, choć oczywiście z innej perspektywy (promotorki zdrowia), ale mój głos nie jest słyszany (a jeśli już dotrze do uszu 🙂, to jest lekceważony).
Wspierając się więc autorytetem tego wpisu powiem po raz enty:
- nie jest epidemiologicznie ani statystycznie możliwe, żeby np. 9 na 10 kobiet miało skracającą się szyjkę. Takiej siły rażenia nie ma nawet COVID 🙂
- "epidemia skracającej się szyjki" ma ogromne konsekwencje dla zdrowia populacji, bo z tego powodu większość ciężarnych unika aktywności fizycznej, a bezruch prowadzi do wielu kłopotów zdrowotnych (tym razem już jak najbardziej prawdziwych),
- nie jest możliwe, żeby "skracająca się szyjka" była przeciwwskazaniem do godziny w tygodniu umiarkowanych, przemyślanych ćwiczeń DLA CIĘŻĄRNYCH, ale pozwalała równocześnie na wyjazd nad morze/imprezę integracyjną/przekopywanie ogródka/ 5-kilometrowy spacer z teściową/ szorowanie ogromnego tarasu/ przyjście na nogach i bieganie po szkole rodzenia/wielogodzinne snucie się po centrach handlowych, itd. itp.
Wszystkie przykłady są prosto z życia, nagminnie je słyszę, np. w takiej konfiguracji: "Popatrzę tylko jak się oddycha w czasie porodu. Nie wolno mi brać udziału w zajęciach. Aha, i wyjdę wcześniej, bo muszę jeszcze zrobić zakupy i przygotować kolację dla 10 znajomych".
- siedzenie godzinami w głębokim fotelu, z nogą założoną na nogę, z osłabionym dnem miednicy i na lekkim bezdechu nie wspomaga w żaden sposób szyjki macicy.
- jest coraz więcej badań naukowych o tym, że zalecanie leżenia w ciąży w wielu przypadkach jest przeciwskuteczne, bezsensowne, "bedrest is harmful not helpful", a jeszcze jeśli taki "bedrest" zlecany jest na bazie złej diagnozy...

wtorek, 1 lutego 2022

(185) Ciało "tak", ruch "nie"



Od jakiegoś czasu obserwuję dziwne zjawisko.

Chodzi o mówienie o ciele, kontakcie z ciałem, świadomości ciała w oderwaniu od aktywności fizycznej, a czasem nawet z deprecjonowaniem ruchu…

Przykłady?

Położna mówi, że w czasie porodu ważny jest kontakt z ciałem. Aktywność fizyczna wcale nie. Ma pacjentki, które ćwiczyły i nie miało to przełożenia na poród.

Fizjoterapeutka (!) w długim wywiadzie opowiada o ciele. Że dno miednicy, że głaskać, akceptować, przytulać, smarować (bardzo dużo o tym smarowaniu). Aktywność fizyczna? Krótkie zdanie: czasem można pospacerować.

Zagraniczna autorka książki o hipnozie porodowej, już na pierwszych stronach krytykuje kobiety, które ćwiczą jogę i myślą, że im to pomoże w czasie porodu. To nieprawda, najistotniejszy jest jej kurs hipnoporodowy.

Organizacja doul radzi jak poprawić krążenie w czasie upałów. Leżeć w cieniu, nosić luźne ubrania, pić, itd., itp. Ani słowa o ruchu.

Mogę tak długo. W każdym razie istnieje niestety narracja, że „ciało tak”, „ruch nie”.

 

Z mojego punktu widzenia, czyli osoby, która prawie od 18 lat pracuje z ciężarnymi aktywnymi fizycznie, świetny kontakt ze swoim ciałem przy jednoczesnym unikaniu ruchu jest niemożliwy.

Przede wszystkim nasze ciało jest stworzone do ruchu, pragnie ruchu. Każda najmniejsza komórka i tkanka działa lepiej jeśli jesteśmy w ruchu. Ruch ma pozytywny wpływ na każdy układ naszego ciała od trawienia po mózg. Mówienie więc, że można osiągnąć super kontakt z ciałem, ignorując aktywność fizyczną to tak jakby powiedzieć, np.:

„Mam świetną relację z Zuzą. Widziałyśmy się pięć lat temu, a trzy lata temu wysłałam jej sms na święta” albo „Ogromnie kocham swoje dziecko. Poświęcam mu 15 minut dziennie, ale wtedy proszę, żeby nic nie mówiło, bo mnie męczy”.

Jeśli mam świetny kontakt z ciałem, to słyszę, że ono mnie błaga o ruch. I staram się na tę potrzebę reagować. Jeśli tej potrzeby nie słyszę, to znaczy, że jednak ten kontakt jest zaburzony, a nie że potrzeby nie ma.

Po drugie, aktywność fizyczna przybliża nas do ciała na milion sposobów. Np. tak że na pilatesie mogę poczuć, gdzie mam guzy kulszowe albo dno miednicy. Mogę się przekonać, że np. bieganie lubię, a siłowni nie, choć zawsze MYŚLAŁAM, że jest odwrotnie. Mogę POCZUĆ, że stretching mnie relaksuje. Uczę się, że w danym ćwiczeniu dla mnie lepiej, jeśli bardziej rozsunę stopy, itd. Znów można długo wymieniać, ale nie chodzi o konkretne przykłady, ale o myśl: ciała uczysz się  ruchu, nie na kanapie.

Sama sobie o tym bardzo wyraźnie przypomniałam, kiedy po długiej przerwie przeprosiłam się z jogą i POCZUŁAM, że mam osłabione nadgarstki. Nigdy nie wykoncypowała bym tego intelektualnie, oglądając serial z kanapy. Wiedza ta nie spłynęłaby z mojego serca. Do unoszenia kubka z herbatą nie trzeba takiej siły, żeby nadgarstki reagowały, więc gdybym nie wróciła na jogę, to jeszcze bardzo długo rozwijałby się problem, o którym bym nie wiedziała.

Przez kilka lat prowadziłam zajęcia w szkole rodzenia. Jeszcze mi się ani razu nie zdarzyło, żeby ciężarna bez doświadczenia ruchowego weszła w pozycje porodowe jak w dym. Żeby spłynęło na nią oświecenie i połączyła się swoim ciałem. Nie, dziewczyny niećwiczące są na ogół lekko wystraszone, ostrożne, „sztywne”, tracą oddech po trzecim powtórzeniu albo nie rozumieją co mają zrobić (jasne, tu winę można zrzucić na mnie, ale raczej chodzi o to, że w 38 tygodniu ciąży zaczynają od poziomu zero i nie mają się do czego odnieść). Pozwolę więc sobie nie uwierzyć, że za to na porodówce doznają nagłego połączenia z ciałem w „chłodnym” szpitalnym środowisku, stresie, w bólu, może w nocy.

I jeszcze jedna rzecz. Doświadczenia bardziej „duchowe” jak relaks czy oddech też mają swój początek w ciele. Jeśli np. wypielęgnowałam złą postawę, słabe mięśnie, sztywną klatkę piersiową, ból pleców, niesprawne dno miednicy, to wszystko wpłynie niekorzystnie na mój oddech. I tych wszystkich zaszłości nie da się magicznie, dzięki sile serca, odkręcić na porodówce. Nawet jeśli trafię na najwspanialszą położną, a do tego zaleje mnie nieziemska fala miłości do rodzącego się dziecka, to i tak nie będę oddychać na 100%, tylko na tyle na ile sztywna klatka piersiowa i zła postawa pozwolą. Kwestia „mechaniki”. Od dawna nieużywany samochód nie pojedzie jak żyleta, tylko dlatego, że kierowca bardzo tego pragnie.

To samo dotyczy umiejętności rozluźnienia. Jasne, że można mieć ku temu mniejsze lub większe predyspozycje, niekoniecznie skorelowane dodatnio z aktywnością fizyczną, ale nawet przy ponadprzeciętnym potencjale do relaksacji trudno nam będzie pokonać czysto fizyczne napięcia w ciele (a takie napięcia gromadzą już pięciolatki, jeśli się nie ruszają). Coś co się rozbija kilkoma miesiącami stretchingu i/lub wieloma bolesnymi sesjami u fizjoterapeuty nie usuniemy samą siłą woli na komendę „zrelaksuj się!”.

No i znów, nie wyobrażam sobie w przypadku napięć i sztywności w ciele takiej konstrukcji: „Nie ruszam się, ale mam doskonałą świadomość ciała”. Jeśli w takiej sytuacji nie CZUJEMY nieuniknionych napięć, to chyba jednak nie mamy doskonałej świadomości ciała. A jeśli czujemy napięcia, ale nie zamierzamy się ruszać, żeby je zmniejszyć, to też chyba raczej nie świadczy o wspaniałym kontakcie z ciałem… 

Oczywiście można trenować bardzo dużo i mieć mizerną świadomość ciała, trening może się stać katowaniem, zagłuszaniem ciała, ale to zupełnie inna historia...