Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Kobiet "Dbamy o Mamy"

sobota, 24 kwietnia 2021

(178) Najgorsza na świecie (od Polski przez Francję po Urugwaj) pozycja porodowa.



 W 2016 roku dzięki Mikrodotacji i wsparciu Urzędu Miasta wydałyśmy 1000 egzemplarzy bezpłatnego poradnika "Zdrowa, sprawna, świadoma. Poradnik przyszłej mamy". 
W poradniku pojawiło się takie zdanie: "(...) leżenie na plecach w czasie porodu nie jest najlepszą pozycją do rodzenia. Dokładnie rzecz ujmując jest pozycją prawie najgorszą (gorsze byłoby tylko zwisanie głową w dół)".

Niedawno skończyłam czytanie książki francusko-szwajcarskiej intelektualistki Mony Chollet pt. "Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet". Znalazłam tam, na stronie 239, takie zdanie: "A zmienić trzeba dużo, począwszy od przymusu rodzenia w pozycji leżącej na plecach, najmniej wygodnej i dla kobiety, i dla dziecka, gdyż pozbawia je ona pomocniczej siły ciążenia. Urugwajski lekarz Roberto Caldeyro-Barcia uznaje ją wręcz za najgorszą z możliwych, z wyjątkiem zawiśnięcia do góry nogami".

Żartuję z tym plagiatem. Jeśli już to w drugą stronę 🙂, bo "Czarownice..." wyszły w Polsce w 2019 roku. Nie sądzicie jednak, że takie rzeczy dają do myślenia? Poznańskie promotorki zdrowia i fizjoterapeutki, francuskie dziennikarki i urugwajscy lekarze oraz milion innych osób zdają sobie sprawę z nieracjonalności rodzenia na plecach. I co? I nic. Nawet w tej chwili kilkadziesiąt kobiet w Poznaniu rodzi leżąc w tej okropnej, bolesnej i nieskutecznej pozycji.


Dlaczego pozycje porodowe nie działają? (ten tytuł to prowokacja)

 


Na blogu supermamaplaner.pl pojawił się mój tekst o pozycjach wertykalnych. Zachęcam do lektury: https://supermamaplaner.pl/blogs/porodowe-pozycje-wertykalne-91.html 

Tutaj chciałam go jeszcze nieco rozwinąć.

Otóż jeszcze raz chciał podkreślić, że nie da się nauczyć pozycji wertykalnych w ciągu jednego spotkania w szkole rodzenia. Żeby te pozycje naprawdę zadziałały, musimy być aktywne fizycznie całą ciążę, bo nie chodzi o proste odwzorowanie jakiejś „figury”. Sprawa jest bardziej skomplikowana.

Załóżmy roboczo, że nie byłam nigdy zainteresowana aktywnością fizyczną. W 38 tygodniu poszłam do szkoły rodzenia na zajęcia o pozycjach porodowych. Dlaczego na 99% nic mi to nie pomoże w czasie porodu? (jeden procent zostawiam na cud, łut szczęścia, itp.). 

Nie pomoże mi to, bo:

- prawdopodobnie w ogóle nie zapamiętam omawianych pozycji. To jak z każdą inną umiejętnością: jeśli gotujesz z łatwością zapamiętasz nowy przepis; jeśli grasz, zapamiętasz nowy utwór; jeśli ćwiczysz, łatwo zapamiętasz ćwiczenia. To normalne, po prostu nie masz się do czego odnieść, nowe informacje są wyrwane z kontekstu,

- jeśli nawet zrobię sobie jakąś ściągę ze zdjęć, rysunków czy opisów, to prawdopodobnie nie będę „czuła” pozycji wertykalnych, one nie będą odzwierciedlały potrzeb mojego ciała. Nie ma przepisu na wybór, kolejność, liczbę powtórzeń pozycji porodowych. To powinno się dziać intuicyjnie. Jednak jeśli całą ciążę nie miałyśmy kontaktu z ciałem, z ruchem, to może być bardzo trudno o taką intuicję,

- nie będę miała kondycji, żeby rzeczywiści się poruszać w czasie porodu. Jasne, odchodzi się już od twierdzenia jakoby poród był jak maraton, ale jednak jakiś zasób siły i energii jest niezbędny. Widać to już właśnie na zajęciach. Jeśli ktoś po zrobieniu 4-6 bocianich kroków sapie i ledwie żyje, to raczej  nie będzie się poruszać w czasie kilkugodzinnego porodu. Zresztą ja to potem słyszę od młodych mam: „teoretycznie wiem, że pozycje wertykalne pomagają, ale byłam tak słaba, że wolałam leżeć”,

- nie będę miała wystarczającej elastyczności, mobilności. Nie chodzi o to, żeby zrobić przysiad ogromnym wysiłkiem, z zaciśniętymi zębami i wbrew swemu ciału. Ten przysiad musi być wyćwiczony, „zinternalizowany”, naturalny dla nas. Jeśli zrobię go na siłę, to owszem zewnętrzna pozycja będzie taka jak uczono w szkole rodzenia, ale w środku, w naszym ciele wszystko będzie pospinane, zaciśnięte (zaciśnięte zęby równa się zaciśnięte dno miednicy),

- mogę mieć wrażenie, że pozycje porodowe mi przeszkadzają, że to nie to, że mnie męczą. To tak jak np. z bieganiem. Za pierwszym razem nie jest raczej fajnie. Czujemy zmęczenie, ociężałość, krótki oddech, może mdłości. Czy to znaczy, że bieganie nie działa albo wręcz szkodzi? Nie, po prostu korzyści pojawią się po jakimś czasie regularnego treningu,      

- nie będę miała wypracowanych swoich własnych osobistych metod. Jasne że są ogólne reguły, które może nam przekazać położna, fizjoterapeuta, itd., ale pewne rzeczy są właściwe tylko dla nas dla naszego ciała. Ćwicząc regularnie sama doszłabym do pewnych wniosków, np. że lepiej rozsunąć jeszcze trochę stopy albo że to ćwiczenie lubię, a to nie, a jeszcze inne jest ok, ale w moim przypadku z drobną modyfikacją. Tej całej wiedzy mi zabraknie,

- i jeszcze argument psychologiczny, w odróżnieniu od wcześniejszych fizjologicznych. Jeśli trafię na nieprzychylny personel, który autorytarnie da mi do zrozumienia, że „w tym szpitalu leży się na plecach, a nie wydziwia”, to od razu dam się przekonać. Kobiety, które cała ciążę są aktywne fizycznie  nie dadzą sobie łatwo takiej rzeczy wmówić. One po prostu wielokrotnie doświadczyły (podkreślam „doświadczyły, nie „przeczytały”, „usłyszały”), że ruch działa, pomaga. I jedna krótka komenda nie pozbawi ich z tego przekonania.

Piszę to, żebyś się odpowiednio przygotowała do porodu, ale też dlatego, aby zadbać o PR szkół rodzenia. Wiele razy zdarzyło mi się słyszeć np.: „Aniu, te techniki nie działają, prawdziwy poród wygląda inaczej”, „W szkole rodzenia opowiadali jakieś bzdury, nie byłam w stanie tego zrobić, kiedy miałam skurcze”, „Mój lekarz wyśmiewał się ze szkół rodzenia i okazuje się, że miał rację”.

Zgadzam się, jedna pogadanka w szkole rodzenia nic nie da, nie działa. I byłby to prawdziwy cud gdyby zadziałała. A udało Wam się kiedykolwiek zrobić coś bardzo ważnego w godzinę? Umeblować pokój? Przygotować wesele? Napisać pracę dyplomową? Nauczyć się języka? Schudnąć? 

Przygotowanie do porodu jest skuteczne, ale wymaga długiej i systematycznej pracy. Pogadanka w szkole rodzenia to powinna być wisienka na torcie, a nie jedyne „przygotowanie”.

 

niedziela, 11 kwietnia 2021

POŻEGNANIE KUBY KOTNAROSKIEGO - "OJCA CHRZESTNEGO" STOWARZYSZENIA


W sobotę 10 kwietnia zmarł Kuba Kotnarowski, społecznik, ekolog, wspaniały i dobry człowiek.

Kuba jest "ojcem chrzestnym" naszego Stowarzyszenia "Dbamy o Mamy". Dał nam wiarę w to, że damy radę je założyć, wspierał na etapie rejestracji i pierwszych kroków, a potem cały czas trzymał za nas kciuki, chociaż sam działał przecież w zupełnie innej "branży".

Zdjęcie zostało zrobione na spotkaniu założycielskim 22 listopada 2014 - Kuba roztacza pozytywną energię w środku pierwszego rzędu.

Podkradnę słowa koleżance, która bardzo trafnie podsumowała: "Kuba zachęcał nienachalnie, ale stanowczo do pracy społecznej".

Żegnamy Cię dziś, ale na zawsze zostaniesz w naszej pamięci. Dziękujemy za wszystko.