Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Kobiet "Dbamy o Mamy"

środa, 28 października 2020

(169) Rodź ciałem, nie umysłem



Przeczytałam bardzo poetycki felieton "O wyczerpaniu i godności" Natalii de Barbaro (Wysokie Obcasy, 14 listopada 2020), którego fragmentem chciałam się z Wami podzielić. 

"Nie wiem, jak mogłabyś godność i lekkość siać w swojej codzienności - gdybyś uznała, że tobie też się przyda - ja jednak czuję, że w moim pojedynczym życiu mogą przyjść przede wszystkim przez ciało. 

Nie przez umysł mielący strachy i katastroficzne wizje, tylko przez ciało, przez nieustanne wracanie z głowy do oddechu, z głowy do ruchu, z głowy do stop, rąk, nóg i znowu oddechu. Czuję, że potrzebuję swojego ciała w ramionach moich bliskich, ale też kontaktu ze swoją siłą, potu, adrenaliny i przechodzenia, nie za bardzo, ale jednak, za granicę tego, co myślę, że potrafię. Czuję, że nic tak jak ciało nie przypomni mi, że jestem tutaj,  środku tej właśnie chwili. Że to ciało jest studnią, w której ciągle jest woda, że mogę z niej czerpać. Może masz podobnie?"

Tak, mam podobnie, dlatego poruszył mnie ten felieton. Tak, mam podobnie, dlatego kiedy jeszcze działała szkoła rodzenia, próbowałam Wam tę filozofię sprzedać. Żeby żyć ciałem, żeby przygotowywać się do porodu ciałem, żeby rodzić ciałem. Żeby przestać uczyć się wyłącznie wzrokowo i na pamięć pozycji porodowych ("raz, dwa, trzy bociani krok, przysiad hop i kółeczko"). Żeby przestać rozkminiać każde ćwiczenie ("stopy 15 cm od siebie czy 17,5 cm?", "ale w którym, powiedz dokładnie, w którym momencie porodu to krążenie biodrami? Ile minut od pierwszego skurczu?", "a czy jak 35 dni temu bolały mnie plecy, to mogę robić to ćwiczenie?") Tak bardzo chciałam, żebyście przestały patrzeć na ciążę i poród z punktu widzenia głowy, a nawet wystraszonego serca i dały szansę ciału. Żebyście po prostu zaczęły ćwiczyć i same doszły do tego, co jest dla Was lepsze, co CZUJECIE.

Na niektóre z wymienionych wyżej szczegółowych pytań ze szkoły rodzenia nie potrafiłam odpowiedzieć, choć nie wykluczam, że ktoś inny mógł znać odpowiedź. 

Na inne znałam odpowiedź, ale pytająca nie miała z tego żadnej korzyści - no bo jasne, mogę powiedzieć, że optymalnie i mega prawidłowo powinna robić tak i tak, ale i tak tego nie zrobi, bo na obecnym etapie rozćwiczenia nie jest w stanie. To jak najbardziej normalne i nie ma czego się wstydzić, ale też nie ma co teoretyzować, tylko ĆWICZYĆ na tyle na ile można. 

No i wreszcie są pytania, na które takiej odpowiedzi po prostu nie ma, a raczej jest ale w Tobie i Twoim ciele. I znajdziesz ją sama (z zachwytem), jeśli przez najbliższy tydzień codziennie wrócisz do danego ćwiczenia.

Mimo że ćwiczę od wielu wielu lat (a może właśnie dlatego?) ciągle miewam takie olśnienia. Kiedyś na pilatesie, kiedy ćwiczyliśmy ... ręce, poczułam ... dno miednicy. Innym razem po zajęciach core poczułam jak puszczam brzuch i oddycham przeponowo (a wcześniej wiele razy próbowałam rozkminić to teoretycznie, ale brzuch trzymał). W ostatnich koronawirusowych czasach ćwiczyłam z filmiku na You Tubie. Ciągle tego samego. I po 5-6 treningu uświadomiłam sobie, że źle stawiam stopy w ćwiczeniu na czworakach. POCZUŁAM, że mi coś nie pasuje. Na kilku treningach z orbitrekiem CZUŁAM się jak ludzik Lego w obszarze bioder. Aż tu nagle, po kilku razach, bach! Coś puściło, POCZUŁAM biodra i miednicę.

Prawdopodobnie gdybym zamiast You Tuba i orbitreka miała osobistego trenera, to wychwyciłby krzywą stopę i blokadę w biodrach szybciej, ale ... nie mam osobistego trenera. Poza tym jestem przekonana, że to co odkryło moje ciało samo (i ja, i ja!), już w nim zostanie. I przy kolejnych treningach nie będę mieć tego problemu.  

Wracając do przygotowań porodowych: do ciała nie ma prostszej drogi, niż przez ciało. Dlatego ĆWICZ, próbuj, testuj. I to wielokrotnie, bo za pierwszym razem ciało może powiedzieć, że mu się ćwiczenie nie podoba (bo po prostu jest nieprzyzwyczajone), a z za dziesiątym powtórzeniem to będzie Twoje ukochane ćwiczenie.  






poniedziałek, 26 października 2020

Piekło kobiet




Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego to jest tylko kropka nad „i”. To jest skutek trwającej dziesiątki lat, systemowej, regularnej, wszechobecnej przemocy wobec kobiet zwłaszcza w zakresie „około reprodukcyjnym”. Często przemocy niekojarzonej z przemocą, bo „subtelnej”. Jednak to te „niewinne”, „niezwiązane z tematem” za to powszechne i konsekwentne sytuacje i działania są ostatecznie pożywką do takiego orzeczenia. Od popchnięcia do skatowania nie jest wcale daleko.

Dlaczego większość kobiet rodzi na plecach czyli w najbardziej bolesnej i najbardziej niekorzystnej dla przebiegu porodu pozycji? Nie ma to żadnego uzasadnienia naukowego, ani nawet logicznego, przeczy też potrzebom milionów kobiet. A jednak się dzieje. Skoro nie ma uzasadnień racjonalnych dla takich praktyk, to chyba jednak chodzi o zakamuflowaną przemoc wobec kobiet.

Dlaczego nakręca się czarny PR wokół aktywności fizycznej w ciąży? Może zdrowa, sprawna, zaprzyjaźniona z potrzebami własnego ciała i wierząca w jego moc kobieta jest zagrożeniem dla systemu? Bo znów – nie istnieją racjonalne przesłanki dla unikania aktywności fizycznej w ciąży i jej demonizowania.

Dlaczego często wymagana jest zgoda od lekarza na ćwiczenia w ciąży? Czy naprawdę nie możemy same podjąć takiej decyzji? Szczególnie gdy ćwiczymy np. jogę od 4 lat, a lekarz nigdy nie był nawet na jednych zajęciach? Naprawdę ktoś myśli, że jesteśmy tak nieogarnięte, że z krwią na nogach pobiegniemy na pilates?

Dlaczego wielu z nas daje się do zrozumienia, niczym w skeczu Monty Pythona, że jesteśmy niekompetentnymi ciężarnymi i niekompetentnymi rodzącymi? I nie jesteśmy  stanie tego zmienić, więc lepiej, żebyśmy sobie darowały samodzielne poszukiwania, czytanie, ćwiczenia, szkoły rodzenia (to na szczęście nie jest już nagminne, ale ciągle słyszymy takie historie od dziewczyn).

Dlaczego kobiety krzyczące na porodówce są uciszane, karcone, wyśmiewane? (Opowiada oburzona położna: „Pacjentka zachowywała się skandalicznie, ekpresyjnie. A po porodzie jeszcze była bardzo zadowolona! I wcale nie przeprosiła lekarza za swoje zachowanie!” Rzeczywiście skandal…)

Dlaczego rodząc albo roniąc mamy być „dorosłe”? Nie bać się, nie płakać i „nie histeryzować”, żeby nie przeszkadzać i nie wprowadzać w zakłopotanie personelu?

Dlaczego ciągle niestety się zdarza, że do rodzących mówi się wulgarnie, agresywnie? Dlaczego uznaje się za normę mówienie przez ty? (nie chodzi o miłe i wspierające „Zosiu, dasz radę”, tylko o „Po co wrzeszczysz, trzeba było w  ciążę nie zachodzić”).

Dlaczego ciężarne i rodzące zadające pytania są uznawane za męczące i roszczeniowe?

Dlaczego znieczulenia nie są dostępne na życzenie rodzącej?

Dlaczego zaraz po porodzie jesteśmy oceniane jako matki? (a nie wspierane…)

Dlaczego  położne (kobiety!) nie mogą sprawować ciążowej opieki?

Dlaczego demonizuje się i utrudnia porody domowe i funkcjonowanie domów narodzin?

Dlaczego…

Dla mnie to wszystko układa się w przerażającą całość.


 

 

 

sobota, 3 października 2020

(167) Koronawirus, poród i pola Lalonde'a

Od dawna chodziła mi po głowie myśl, którą zaraz Wam wyłuszczę, ale dopiero kilka ważnych rozmów sprawiło, że dojrzałam do napisania tego tekstu.

Otóż uważam, że epidemia koronawirusa pokazuje nam w sposób wspaniały, choć brutalny, że na zdrowie wpływają w ogromnym stopniu nasze zachowania, zaniechania, styl życia.

Z jednej strony, to żadna nowość, np. przez całe studia na Zdrowiu publicznym tłuczono nam do głowy schemat tzw. pól zdrowia Marca Lalonde’a. Pan Lalonde dowodził, że nasze zdrowie zależy w 53% od stylu zdrowia, w 21% od środowiska, w 16% od genów, a tylko w 10% od służby zdrowia. Ha, ciekawe, prawda?

Na podstawie swoich kilkunastoletnich doświadczeń w pracy z kobietami w ciąży, śmiem twierdzić, że choć takie twierdzenie to żadna nowość w świecie nauki, to dla większości z nas totalne zaskoczenia. Wielu ludziom wydaje się, że najważniejsza dla naszego zdrowia jest służba zdrowia, lekarze, technologia.

Pozostanę przy „mojej” działce. Bardzo często kobiety całą odpowiedzialność za ciążę i poród składają w ręce ginekologa, a przecież spotkania z ginekologiem, to ledwie jakieś 20 minut raz na miesiąc (czyli trzy godziny w czasie całej ciąży). Nawet jeśli ten czas podwoić czy potroić, bo wizyty częstsze lub dłuższe, to szału nie ma. Ciągle zostaje jakieś 39 tygodni, 6 dni i kilkanaście godzin, kiedy kobieta jest sama ze swoją ciążą. Z kolei w czasie porodu ginekologa raczej nie ma wcale, o czym większość kobiet przekonuje się „w praniu”.

Rodzące wierzą też bardzo w technologię, zamiast w siebie. Ileż razy słyszałyśmy: „Rodzę w szpitalu X. Tak wiem, że to jest fabryka rodzących, że czeka się długo w kolejce, że uprzejmość personelu pozostawia wiele do życzenia, ale gdyby się coś działo, to tam jest najlepszy SPRZĘT w mieście”.

Wracając do koronawirusa – to nasze zachowania wpływają na nasze zdrowie i osób z naszego otoczenia. Izolacja w miarę możliwości, maseczki, higiena, zachowanie odstępów, takie proste, nudne zachowania mogą nas uratować. Jeśli wszyscy zarzucilibyśmy te działania, to jak mówią specjaliści, nasza służba zdrowia na pewno by tego nie udźwignęła, zresztą żadna inna też nie.

Technologia? Respiratorów jest tyle, ile jest, poza tym … choćby  ostatni weekend czytałam wywiad z profesorem interny, który mówił, że od leczenia respiratorami się odchodzi, że to niekoniecznie dobry sposób…

Leki? Do pewnego momentu chory musi radzić sobie sam, korzystając z popularnych leków, a jeśli trafi do szpitala, to zdaje się, że zostanie poddany „metodzie prób i błędów”. Nie ma leku, który nas wszystkich uratuje.

Tak więc, najlepiej po prostu nie zachorować, a zwiększamy na to szansę robiąc te opisane wcześniej, mało spektakularne, powtarzalne, nudne rzeczy.

Myślę, że właśnie  tej małej spektakularności tkwi pułapka. Kiedyś się załamałam czytając post w grupie na FB dotyczącej rozstępu mięśnia prostego brzucha. Jedna z dziewczyn pisała, że położna wychwyciła u niej tę przypadłość, nauczyła odpowiednich ćwiczeń, motywowała, itp. Dziewczyny na forum były zachwycone: „Trafiłaś na wyjątkową położną! Korzystaj z tego! Ćwicz!”. Na co sama zainteresowana odpisała: „Eee, nie jestem przekonana, wolałabym poddać się operacji. Możecie dać namiar na tego chirurga z Krakowa?”.

Inny przykład, pan Jacek od 10 lat prawie codziennie przez kwadrans wykonuje ćwiczenia na kręgosłup. Czuje się sprawny i zdrowy. Pan Marek … cóż nie robi tego, co pan Jacek, dokładniej mówiąc, nie ćwiczył ani razu przez ostatnie 10 lat. Wreszcie musi poddać się operacji ortopedycznej. Jest zachwycony. Specjaliści i sprzęt uratują jego zdrowie! Z pana Jacka się śmieje. Pan Marek myśli, że przecież kwadrans ćwiczeń nie ma tu nic do rzeczy. To bzdura. To los, zdarzenie, przypadek. Pan Jacek ma po prostu dobre geny.

I znów wracając do koronawirusa – jeśli jesteśmy jak pan Jacek i dbamy o siebie od wielu lat, to zwiększamy szansę na wyjście bez szwanku z zachorowania. I tutaj zaraz pewnie ktoś przytoczy przykład zdrowego trzydziestolatka, który zmarł, i źle prowadzącego się prezesa, który nawet nie wiedział, ze jest chory. Cóż, niestety można umrzeć na raka płuc nie paląc nawet jednego papierosa, ale jednak palenie wielokrotnie zwiększa takie prawdopodobieństwo. To jest udowodnione. I druga sprawa, nie wiemy, czy „zdrowy trzydziestolatek” nie pił i nie palił od 18 roku życia, i nie wiemy czy prezes będzie chojraczył za miesiąc…

I jeszcze jedno porównanie porodu i zakażenia koronawirusem. Przyszłym mamom bardzo często wydaje się, że przy pierwszym skurczu zostaną zaopiekowane przez personel. A potem są zdziwione, gdy czekają w szpitalnej kolejce 2 godziny, gdy są same na sali, gdy nikt nic nie wyjaśnia, nie pomaga, itp. Z tego co słyszę od zarażonych w otoczeniu, i z tego co czytam w mediach, z koronawirusem jest tak samo. Jeśli przechodzisz go łagodnie, to musisz radzić sobie sama, co więcej jeszcze ogarnąć pracę, którą powinien wykonać lekarz czy Sanepid. Tzn. sama musisz zrobić sobie test, zapłacić za niego, zarządzić sobie izolację, zadzwonić do szkół dzieci i znajomych, z którymi miałaś kontakt, itd. Jeśli trafisz do szpitala… To będziesz leżeć na sali sama, personel odwiedzi Cię dwa razy w ciągu doby na kilka minut (mowa o tym w wywiadzie z profesorem medycyny, który sam był pacjentem covidowym: https://portal.abczdrowie.pl/prof-wysocki-pandemia-przypomniala-ze-polska-sluzba-zdrowia-wymaga-gruntownej-przebudowy-i-duzych-nakladow-finansowych)

). Oczywiście, to nie zarzut, bo nie da się inaczej. Chodzi mi tylko o to, że naprawdę musisz liczyć na siebie, bo nie ma anioła z napisem na plecach „służba zdrowia”, który ramię w ramię przejdzie z tobą tę chorobę (albo poród, albo operację). Musisz zdać sobie sprawę z tego, że pan Lalonde miał rację. Twoje zdrowie zależy od ciebie. Długo przed zakażeniem, krótko przed zakażeniem, kiedy chorujesz lekko, i kiedy jesteś sama w szpitalu…