Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Kobiet "Dbamy o Mamy"

niedziela, 23 sierpnia 2015

(114) "Był generalnie czad", czyli porodowa relacja Adriany

Dziś spotkała nas miła niespodzianka na mailu. List od Adriany, która chce podzielić się swoimi porodowymi wrażeniami:

"Drogie Kasiu i Aniu,
Bardzo dziękuję za wspólnie spędzony czas. Jeśli będziecie kiedykolwiek organizować ćwiczenia dla mam z dziećmi, dawajcie znać.
Urodziłam w poniedziałek 17.08. Piszę dopiero teraz, bo byłam nieco dłużej w szpitalu. Mój poród zaczął się od pęknięcia wód płodowych. Czekaliśmy w domu na rozpoczęcie akcji porodowej przez około 5 godzin. Wówczas jeszcze myśleliśmy, że uda nam się urodzić w domu. Jednak akcja nie nastąpiła i pojechaliśmy do szpitala, gdzie na szczęście od rana dyżur miała nasza położna. W efekcie razem z mężem urodziliśmy na Polnej w obecności Iwony Marczak, która zajęła się nami całkowicie. Jestem bardzo zadowolona. Poród trwał 16 godzin przez to, że rozwarcie szło bardzo powoli, ale spędziliśmy ten czas razem z Jackiem wartościowo. Większość czasu byłam na nogach - robiłam ćwiczenia, oddychałam, wchodziłam pod prysznic, sama sobie poszłam na salę porodową itd. Był generalnie czad. Nikt mi nie kazał leżeć, nie podłączał do KTG, nie badał niepotrzebnie. Na sali porodowej też trochę pochodziłam, poskakałam na piłce, wchodziłam pod prysznic, ale ostatecznie musiałam dostać oksytocynę i ostatnie dwie godziny pierwszej fazy leżałam. Byłam już nieźle zmęczona. Parcie załatwiłam w około 40 min. - na początku w pozycji siedzącej, ale mi nie szło. Potem w pozycji leżącej, zbliżonej do tej, której ćwiczyłam z Aniballem. I już wtedy się udało. Iwona dopingowała mnie w sposób niebywały, wzmacniający na całe życie. Nie mam żadnego nacięcia krocza, ani żadnego pęknięcia. Myślę, że ćwiczenia i Aniball dużo pod tym względem zrobiły, no i rzecz jasna - sprawne ręce położnej. Na sali poporodowej była jeszcze jedna kobieta, która nie miała naciętego krocza, a było nas razem 6 osób. Zatem można. Jestem z doświadczenia porodowego bardzo, bardzo zadowolona. Mój mąż mnie wspaniale wspierał, ale on był od samego początku nastawiony na aktywne działanie. Bez niego nie dałabym rady. On przyjął też komunikację z Iwoną, która uważnie wsłuchiwała się nie tylko w moich potrzebach, ale też w informacjach, przekazywanych przez Jacka. To on śledził ruchy dziecka w ostatnich metrach przed finałem i był zafascynowany, że mógł obserwować drogę główki. Podziwiał też łożysko i nie miał żadnego poczucia obrzydzenia czy niewygody estetycznej z powodu płynów fizjologicznych. Po prostu się zdał na to totalne doświadczenie. Stąd nie mówię, że urodziłam w liczbie pojedynczej, bo to my razem rodziliśmy i liczba mnoga jest jak najbardziej tu na miejscu. Musieliśmy w szpitalu dłużej zostać, bo synek jest wcześniakiem i miał problemy z oddychaniem i żółtaczkę. Mam nadzieję, że teraz już jesteśmy na prostej. Jeszcze raz dziękuję za optymizm i wsparcie podczas ciąży, za pozytywne nastawienie do rodzenia, które przekazujecie kobietom i Kasiu - za muzykę - włączałam ją sobie w trakcie pierwszych skurcz!

Ada"