Dociera do mnie coraz więcej tragicznych wieści o ciężarnych i koronawirusie. Niedawno w Poznaniu zmarła ciężarna 38-latka (to z mediów). Na OIOM leży kolejna trzydziestolatka, tym razem znana mi z imienia i nazwiska. Jej dziecko jest na innym OIOM. Ciąża przymusowo zakończona w 34 tygodniu przez koronawirusa. Zaprzyjaźnione dziecko było w grudniu w dwóch poznańskich szpitalach dziecięcych, wiem więc z pierwszej ręki, że są tam zakażone matki z zakażonymi noworodkami...
Od ćwiczenia się nie rodzi, to bezczynność szkodzi!
Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Kobiet "Dbamy o Mamy"
niedziela, 26 grudnia 2021
(184) Szczepmy się!
(183) Jeszcze o porodowych pozycjach wertykalnych
czwartek, 12 sierpnia 2021
(182) "Poród zaczyna się w głowie" - książka douli Agnieszki Pluty-Szkudlarek
Miałam przyjemność zapoznać się z książką Agnieszki Pluty-Szkaradek pt. „Poród zaczyna się w głowie” i Was też chciałabym do tego zachęcić.
Autorka oferuje bezpłatny rozdział przed nabyciem książki, więc nie kupujesz kota w worku :-)
https://ksiazkaoporodzie.co.uk/
Agnieszka jest doulą, wyszkoloną w Polsce i Wielkiej Brytanii, gdzie prowadzi Polską Szkołę Rodzenia.
Zacznę od tego, że zawsze ogromnie się cieszę, kiedy powstaje kolejna książka o ciąży i porodzie od niemedycznej strony, a jeśli pisze ją kobieta – cieszę się podwójnie. W końcu to nasze unikalne doświadczenie. Myślę, że takie książki będą zmieniać konsekwentnie nasze widzenie ciąży i porodu z wydarzenia stricte medycznego, które wydaje się poza naszą kontrolą (coś jak usunięcie zęba - kompetentny doktor zrobi to przecież za nas) na doświadczenie zdrowotne, ale też społeczne, duchowe. Doświadczenie wzmacniające naszą kobiecość, ale również takie które jak najbardziej wymaga naszego udziału, zaangażowania, umiejętności i mocy.
Pierwszym wrażeniem po wstępnym przejrzeniu książki była dla mnie dobra energia z niej emanująca. Agnieszka pisze, że fascynują ją kobiety i wierzy w ich moc rodzenia, i to naprawdę się czuje od pierwszych do ostatnich stron.
Ta książka nie jest poradnikiem. Zresztą Agnieszka sama to podkreśla na początkowych stronach. Pisze: „Ta książka nie jest poradnikiem. Nie musisz niczego robić, tak jak tu opisałam. Jest to propozycja spojrzenia w głąb siebie (…)”.
Z drugiej strony, to nie jest tak, że nie znajdziesz książce żadnych „technicznych” wskazówek i informacji. Takie informacje jak najbardziej są, np. o hormonach, oddychaniu, dbaniu o siebie w czasie połogu. Jednak to nie jest encyklopedyczna baza wiedzy ciążowo-porodowej, raczej opowieść, doulowanie na papierze. Doulowania skierowanego głównie do przyszłych mam, ale też do przyszłych ojców i starszego rodzeństwa. W całej książce czuje się wiarę autorki w kobiecą moc i umiejętność rodzenia.
Agnieszka dzieli się swoimi osobistymi doświadczeniami macierzyńskimi i życiową drogą do miejsca, w którym jest obecnie. Moim zdaniem to dodatkowy atut książki. Może ktoś się nie zgodzi, mówiąc „okulista nie musi nosić okularów, żeby dobrze leczyć”. Niby prawda, z drugiej strony, jak sam nosi, to rozumie jak to jest jak okulary się zaparują, itd. W każdym razie ja sobie wyznania autorki bardzo cenię, one budują intymność i wiarygodność tej książki.
Jeśli myślisz o porodzie domowym, to na pewno zachęci Cię droga autorki do takiego porodu i jej końcowe wyznanie: „Poród w domu wydobył ze mnie siłę, odwagę, dzielność i moc, która była gdzieś ukryta”.
Podoba mi się również grafika. Kojąca, miękka, kobieca, moim skromnym dyletanckim zdaniem bardzo pasująca do treści. W książce znajdziesz trochę zadań do wykonania, a raczej tematów do przemyślenia oraz miejsce na swoje notatki.
Uważam, że tę książkę przyszłe mamy powinny przeczytać jako lekturę obowiązkową :-). Tym bardziej w obecnych czasach, kiedy nie wszystkie szkoły rodzenia i inne zajęcia dla ciężarnych działają.
https://ksiazkaoporodzie.co.uk/
poniedziałek, 21 czerwca 2021
(181) Komentarz do "afery oleśnickiej"
Pamiętacie „aferę oleśnicką”, która wybuchła w lipcu w Internecie? W skrócie: chodziło o to, że ginekolożka ze szpitala w Oleśnicy apelowała do ciężarnych, żeby nie tyły, „zamknęły
lodówkę”, ułatwiły pracę lekarzom, itd.
Długo się wstrzymywałam z komentowaniem tej afery, bo wiem, że to co napiszę jest
niewiarygodne, ale pewna sytuacja stała się ostatnią kroplą, przepełniającą
czarę goryczy i doszłam do wniosku, że mam obowiązek napisać ten post.
Otóż moim zdaniem ginekolodzy nie mają moralnego prawa komentować otyłości pacjentek
(ani żadnych innych zdrowotnych postaw i zachowań, typu sprawność fizyczna,
opanowanie na porodówce, itd.), dlatego że ginekolodzy są największymi
przeciwnikami zdrowego stylu życia w ciąży.
Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że brzmi to niedorzecznie.
Niestety nie wyssałam tej teorii z palca.
Podsumowuję tylko to, co usłyszałam przez 17 lat od setek klientek.
Brałam pod uwagę (przyznaję się, przepraszam...) to, że nasze klientki kłamią, że lekarze nie mogą wygadywać takich rzeczy. Jednak tylko do pewnego momentu. Kiedy po raz setny słyszałam tę samą
narrację od różnych kobiet, chodzących do różnych lekarzy, na przestrzeni wielu lat, to przestałam wierzyć w jakąś masową konfabulację czy zbiorową hipnozę.
W zasadzie nawet trudno mówić o „podsumowaniu” doświadczeń kobiet, chodzi raczej tylko
o powtórzenie, bo narracja jest wyjątkowo spójna.
Kobiety w ciąży mówią, że ich ginekolodzy nie wspominają sami z siebie o żadnym aspekcie
zdrowego stylu życia, a zapytani:
- odradzają aktywność fizyczną w ciąży (ciężarna nie powinna chodzić na ćwiczenia
CIĄŻOWE, „proszę unikać nawet ćwiczeń oddechowych”),
- odradzają edukację w szkołach rodzenia, czy jakiekolwiek przygotowanie do
porodu („lepiej rodzą kobiety, które się nie przygotowują” ),
- odradzają fizjoterapię w ciąży („to niebezpieczne w ciąży, a poza tym co wie
taki fizjoterapeuta?”),
- kiedy pacjentka informuje, że wybiera się do dietetyczki, psychologa, albo że
na ból pleców i tkliwy biust pomogło trochę ćwiczeń, itd. to milczą, rozbawieni
prychają lub z pobłażaniem (politowaniem?) wyrażają zgodę (choć nikt ich o nią
nie prosi).
Pamiętajcie, że mówią to kobiety, które tych wypowiedzi nie wzięły do siebie, i zdecydowały
się ćwiczyć, zdobywać wiedzę, czy szukać wsparcia. Co muszą słyszeć kobiety, które nigdy do nas nie trafiły?
I teraz uwaga – najdziwniejsze, najbardziej nieracjonalne zachowanie: ginekolodzy
podważają kompetencje wszystkich innych specjalistów od zdrowia (położnych,
fizjoterapeutów, dietetyczek, itd.), chociaż nigdy nie widzieli nas na oczy. Po
prostu z góry zakładają, że jak ktoś nie jest ginekologiem to jest
niekompetentny (ciekawe czy myślą też tak w odniesieniu do hydraulików,
księgowych, policjantów? Czy trzeba zrobić specjalizację z ginekologii, żeby być policjantem?).
Pacjentki zresztą też nie powinny zajmować się swoim własnym ciałem, bo nie są
ginekologami (któż nie słyszał ironicznego, zamykającego usta „jest pani
lekarzem?”).
Czyli podsumujmy: lekarze najpierw mówią pacjentkom, że aktywność fizyczna jest
niebezpieczna, dietetyczka to niekompetentna idiotka, a w ogóle to lepiej nie
zajmować się swoim własnym ciałem jak się nie skończyło medycyny, a potem się
dziwią że pacjentki są otyłe.
A jakie mają być?
Naprawdę trzeba być bardzo wyedukowanym, silnym, sprawczym, żeby robić swoje i nie
ulegać takim komunikatom wygłaszanym przez autorytety.
poniedziałek, 7 czerwca 2021
(180) Aktywność fizyczna metodą na (wszelki) nadmiar.
Na pewnym forum przeczytałam post jednej z mam o przytłoczeniu nadmiarem informacji, kursów, konsultacji, książek dla młodych mam oraz o tym, że te wszystkie źródła na dodatek dają czasem sprzeczne rady.
Pomyślałam sobie wtedy, że mam na to receptę - aktywność fizyczną w ciąży, po ciąży i zawsze.
Tak, wiem, że teraz część z Was robi "bleee" i dryfuje np. w stronę jakiegoś sklepu Z - Bardzo - Potrzebnymi - Rzeczami.
Trudno. To jest moja filozofia, nie musisz jej kupować, ale jednak zachęcam.
Moim zdaniem aktywność fizyczna, czy szerzej, zaproszenie ruchu do naszego życia ratuje nas od nadmiaru (kursów, działań, przedmiotów, itd.) przynajmniej na trzy sposoby:
1) jeśli podejmuję regularną aktywność fizyczną, to pewne sprawy zwyczajnie mnie nie dotyczą, a co za tym idzie - nie obchodzą.
Od gadżetów pomagających zmniejszać taki czy inny dyskomfort w ciąży po różnego rodzaju terapie (dno miednicy, rozstęp mięśni brzucha, powrót do figury, itd.). Tu chodzi również o terapię niemowlaków, bo nasza aktywności czy raczej jej brak może wpływać na różne aspekty ich rozwoju od masy ciała do integracji sensorycznej. Jasne, że możemy, a nawet powinnyśmy, korzystać z dobrodziejstw różnych warsztatów czy konsultacji, ale z zupełnie innego poziomu - z ciekawości, dla relaksu, a nie "z musu", a wtedy łatwiej nie dać się przytłoczyć.
* nie jestem kosmitką, nie twierdzę, że aktywność fizyczna jest lekiem na całe zło. I czasem trzeba i tak coś naprawić mimo wzorcowego stylu życia. Jednak piszę tu o pewnej prawidłowości, a nie każdej kobiecie i każdej sytuacji.
2) każdy z nas ma określoną ilość czasu, i jeśli ten czas przeznaczymy na taki czy inny ruch, to automatycznie nie przeznaczymy go na coś innego. Jeśli więc np. dwa razy w tygodniu po półtorej godziny ćwiczę jogę, to automatycznie nie mogę dwa razy w tygodniu przez półtorej godziny np. przewijać FB w poszukiwaniu kolejnych rad, kursów, produktów, zaleceń. Eliminuję niepotrzebne bodźce, nie nakręcam się, zmniejszam przytłoczenie.
3) aktywność fizyczna buduje wewnętrzną pewność siebie. Podkreślam: wewnętrzną. Nie chodzi o to, że najgłośniej będziesz wypowiadać się na jakimś zebraniu. Będziesz po prostu wiedziała, o przepraszam, będziesz CZUŁA co jest dla Ciebie dobre, a co nie. Oczywiście taki efekt można osiągnąć też na inne sposoby, np. przez medytację, kontakt z naturą, itd. Jednak tutaj mówimy o aktywności fizycznej, więc pozostanę przy niej (poza tym warto łączyć różne elementy, np. aktywność fizyczną z medytacją i kontaktem z naturą :-)
To trudne do wytłumaczenia, bo nie da się takiego działania wymierzyć. Nie można powiedzieć, np. "Ćwicz przez dwa tygodnie po 10 minut, a twoja wewnętrzna pewność siebie wzrośnie o 3,5%, a nadmiar możliwości będzie cię stresował o poziom mniej". Wiem, ze to rozczarowujące, tym bardziej, że coraz częściej obserwuję zapotrzebowanie na bardzo konkretne rozwiązania (Cenimy rady typu "8 kocich grzbietów dokładnie o 9.07. Tylko w pani przypadku, bo koleżance zalecę 10 kocich grzbietów o 8.52").
Tymczasem nie da się przełożyć czucia na mówienie, a tym bardziej na ustandaryzowane wytyczne. Trzeba po prostu ruszać się, nie rozkminiać. Jeśli zaprosisz ruch na stałe do swojego życia, to po pewnym czasie zauważysz, że twoje ciało cię prowadzi i daje dużo pewności. Nie chodzi o to, że wyeliminujesz wszystko ze swojego życia oprócz aktywności. Nie wyeliminujesz, nie powinnaś, ale to ty będziesz wybierać. Nie będzie kierować tobą technicznie najlepsza kampania na FB, moda, owczy pęd, apodyktyczna znajoma, podświadoma niepewność i napięcie lub jeszcze coś innego.
Pomyślisz sobie: jestem kim jestem, potrzebuję czego potrzebuję i ani grama więcej. I tego ci życzę!
czwartek, 3 czerwca 2021
(179) Bezpłatne ćwiczenia dna miednicy.
sobota, 24 kwietnia 2021
(178) Najgorsza na świecie (od Polski przez Francję po Urugwaj) pozycja porodowa.
Dlaczego pozycje porodowe nie działają? (ten tytuł to prowokacja)
Na blogu supermamaplaner.pl pojawił się mój tekst o pozycjach wertykalnych. Zachęcam do lektury: https://supermamaplaner.pl/blogs/porodowe-pozycje-wertykalne-91.html
Tutaj
chciałam go jeszcze nieco rozwinąć.
Otóż jeszcze raz chciał
podkreślić, że nie da się nauczyć pozycji wertykalnych w ciągu jednego
spotkania w szkole rodzenia. Żeby te
pozycje naprawdę zadziałały, musimy być aktywne fizycznie całą ciążę, bo nie
chodzi o proste odwzorowanie jakiejś „figury”. Sprawa jest bardziej
skomplikowana.
Załóżmy roboczo, że nie byłam nigdy zainteresowana aktywnością fizyczną. W 38 tygodniu poszłam do szkoły rodzenia na zajęcia o pozycjach porodowych. Dlaczego na 99% nic mi to nie pomoże w czasie porodu? (jeden procent zostawiam na cud, łut szczęścia, itp.).
Nie pomoże mi to, bo:
- prawdopodobnie w ogóle nie
zapamiętam omawianych pozycji. To jak z każdą inną umiejętnością: jeśli
gotujesz z łatwością zapamiętasz nowy przepis; jeśli grasz, zapamiętasz nowy
utwór; jeśli ćwiczysz, łatwo zapamiętasz ćwiczenia. To normalne, po prostu nie masz
się do czego odnieść, nowe informacje są wyrwane z kontekstu,
- jeśli nawet zrobię sobie
jakąś ściągę ze zdjęć, rysunków czy opisów, to prawdopodobnie nie będę „czuła”
pozycji wertykalnych, one nie będą odzwierciedlały potrzeb mojego ciała. Nie ma
przepisu na wybór, kolejność, liczbę powtórzeń pozycji porodowych. To powinno
się dziać intuicyjnie. Jednak jeśli całą ciążę nie miałyśmy kontaktu z ciałem,
z ruchem, to może być bardzo trudno o taką intuicję,
- nie będę miała kondycji,
żeby rzeczywiści się poruszać w czasie porodu. Jasne, odchodzi się już od
twierdzenia jakoby poród był jak maraton, ale jednak jakiś zasób siły i energii
jest niezbędny. Widać to już właśnie na zajęciach. Jeśli ktoś po zrobieniu 4-6
bocianich kroków sapie i ledwie żyje, to raczej
nie będzie się poruszać w czasie kilkugodzinnego porodu. Zresztą ja to
potem słyszę od młodych mam: „teoretycznie wiem, że pozycje wertykalne
pomagają, ale byłam tak słaba, że wolałam leżeć”,
- nie będę miała
wystarczającej elastyczności, mobilności. Nie chodzi o to, żeby zrobić przysiad
ogromnym wysiłkiem, z zaciśniętymi zębami i wbrew swemu ciału. Ten przysiad
musi być wyćwiczony, „zinternalizowany”, naturalny dla nas. Jeśli zrobię go na
siłę, to owszem zewnętrzna pozycja będzie taka jak uczono w szkole rodzenia,
ale w środku, w naszym ciele wszystko będzie pospinane, zaciśnięte (zaciśnięte
zęby równa się zaciśnięte dno miednicy),
- mogę mieć wrażenie, że
pozycje porodowe mi przeszkadzają, że to nie to, że mnie męczą. To tak jak np.
z bieganiem. Za pierwszym razem nie jest raczej fajnie. Czujemy zmęczenie,
ociężałość, krótki oddech, może mdłości. Czy to znaczy, że bieganie nie działa
albo wręcz szkodzi? Nie, po prostu korzyści pojawią się po jakimś czasie
regularnego treningu,
- nie będę miała wypracowanych swoich własnych osobistych metod. Jasne że są ogólne reguły, które może nam przekazać położna, fizjoterapeuta, itd., ale pewne rzeczy są właściwe tylko dla nas dla naszego ciała. Ćwicząc regularnie sama doszłabym do pewnych wniosków, np. że lepiej rozsunąć jeszcze trochę stopy albo że to ćwiczenie lubię, a to nie, a jeszcze inne jest ok, ale w moim przypadku z drobną modyfikacją. Tej całej wiedzy mi zabraknie,
- i jeszcze argument
psychologiczny, w odróżnieniu od wcześniejszych fizjologicznych. Jeśli trafię
na nieprzychylny personel, który autorytarnie da mi do zrozumienia, że „w tym
szpitalu leży się na plecach, a nie wydziwia”, to od razu dam się przekonać.
Kobiety, które cała ciążę są aktywne fizycznie
nie dadzą sobie łatwo takiej rzeczy wmówić. One po prostu wielokrotnie
doświadczyły (podkreślam „doświadczyły, nie „przeczytały”, „usłyszały”), że
ruch działa, pomaga. I jedna krótka komenda nie pozbawi ich z tego przekonania.
Piszę to, żebyś się
odpowiednio przygotowała do porodu, ale też dlatego, aby zadbać o PR szkół
rodzenia. Wiele razy zdarzyło mi się słyszeć np.: „Aniu, te techniki nie działają,
prawdziwy poród wygląda inaczej”, „W szkole rodzenia opowiadali jakieś bzdury,
nie byłam w stanie tego zrobić, kiedy miałam skurcze”, „Mój lekarz wyśmiewał się
ze szkół rodzenia i okazuje się, że miał rację”.
Zgadzam się, jedna pogadanka w szkole rodzenia nic nie da, nie działa. I byłby to prawdziwy cud gdyby zadziałała. A udało Wam się kiedykolwiek zrobić coś bardzo ważnego w godzinę? Umeblować pokój? Przygotować wesele? Napisać pracę dyplomową? Nauczyć się języka? Schudnąć?
Przygotowanie do porodu jest skuteczne, ale wymaga długiej i
systematycznej pracy. Pogadanka w szkole rodzenia to powinna być wisienka na torcie,
a nie jedyne „przygotowanie”.
niedziela, 11 kwietnia 2021
POŻEGNANIE KUBY KOTNAROSKIEGO - "OJCA CHRZESTNEGO" STOWARZYSZENIA
W sobotę 10 kwietnia zmarł Kuba Kotnarowski, społecznik, ekolog, wspaniały i dobry człowiek.
czwartek, 4 marca 2021
(175) Czarny PR aktywności fizycznej w ciąży
Cały czas próbuję rozkminić dlaczego coś tak jednoznacznie pozytywnego jak aktywność fizyczna w ciąży ma tak czarny PR i cieszy się minimalnym zainteresowaniem. Wydaje mi się, że boimy się takiej aktywności i/lub nie jesteśmy zainteresowani tematem, ponieważ mamy w głowach pewne stereotypy, obrazy, które nie pozwalają nam pójść przejść dalej do racjonalnych argumentów, logiki, wyników badań naukowych.
1. Na hasło "aktywność fizyczna" wyobrażamy sobie automatycznie Ewę Chodakowską biegnącą dziesiąty kilometr z ciężarkami, po to żeby na koniec zrobić 800 pompek. Łączymy to w głowie z kobietą ciąży i ... buhahahahahaha. Jakie to niedorzeczne. Koniec dyskusji.
Takie wyobrażenia mają zarówno osoby, które nigdy nic nie ćwiczyły i nie mają pojęcia jak rozbudowanym pojęciem jest aktywność fizyczna, jak i osoby uprawiające bardzo wymagające, rywalizacyjne i agresywne sporty. Dlatego jeśli np. lekarz ćwiczy pół zawodowo kick-boxing, to wcale nie znaczy, że będzie zachęcał pacjentki do ćwiczeń ciążowych. Jeśli nic nie ćwiczy, to też nie będzie, bo pomyśli "sam ledwo chodzę na trzecie piętro, to nie będę przecież ciężarnej uganiał".
2. W naszej kulturze ciąża i poród nie łączą się z ciałem. Mam wrażenie, że większość z nas ciało zredukowała do głowy, a to co poniżej oddała medycynie - "niech specjaliści to za mnie załatwią". Z kolei inna grupa, ciągle nieliczna, ale rosnąca, poszła w emocje i duchowość (doule, grupy wsparcia, porody domowe). To wspaniały trend, tyle, że w drodze od medykalizacji do naturalności, emocji i duchowości znów gdzieś zgubiliśmy ciało. Ani jedna ani druga grupa nie łączy ciąży i porodu z ciałem rozumianym jako mięśnie, powięź i wszelkie inne struktury. Nie bierze pod uwagę napięć w ciele, postawy kondycji. A skoro tak, to nie pasuje tu też aktywność fizyczna.
3. Większość z nas zakłada, że aktywność fizyczna może spowodować coś złego, a nawet jak nie, to co tam, na wszelki wypadek można jej unikać. Natomiast brak aktywności, bezruch, nie powoduje nic.
Niestety to tak nie działa. Czy się ruszamy czy nie, to na nasze tkanki zawsze działają jakieś siły (poczytajcie książki biomechaniczki Katy Bowman). Co więcej kiedy się odpowiednio ruszamy, to działają siły dobre, a kiedy się wcale nie ruszamy to działają złe siły. Siedzenie zabija, siedzenie to nowe palenie. Gdybyśmy mieli taką w sumie oczywistą refleksję, to nie bronilibyśmy się rękami i nogami przed godzinką ćwiczeń, poczytaniem badań naukowych na temat aktywności fizycznej w ciąży, wysłuchaniem pogadanki czy kupnem książki "Przećwicz ciążę" :-)
4. Na hasło "aktywność fizyczna w ciąży" automatycznie wyjeżdżamy z patologią. Tzn. np. w artykule o aktywności fizycznej ciężarnych wyjeżdżamy zaraz z listą przeciwwskazań, listą strasznych przypadłości. Moim zdaniem to nie jest racjonalne. To socjotechnika napędzające klimat grozy.
Żeby to lepiej zobaczyć wyobraź sobie, że poszłaś za dawnych niecovidowych czasów do jakiegoś liceum, żeby w auli poopowiadać dzieciakom o zaletach aktywności fizycznej. A tu pani profesor od biologii przerywa ci: "Hola, hola, jak śmiesz mówić o aktywności fizycznej, skoro są na świecie licealiści obłożnie chorzy, tacy, którzy mieli wczoraj wypadek samochodowy albo złamali nogę!". Bez sensu, prawda? Oczywiście, że niestety są tacy nastolatkowie, ale to nie jest temat tej pogadanki, w tej wyobrażonej auli ich nie ma, ale co szkodzi wprowadzić trochę grozy, a co za tym idzie podejrzliwości i zniechęcenia.
(To mnie wpiekla jeszcze z innego powodu - moim zdaniem tłumaczenie, że jak wczoraj miałaś krwawienie albo leżysz na patologii ciąży, to nie powinnaś ćwiczyć jest obelgą dla kobiet. Ale serio? Same byśmy na to nie wpadły. Ktoś nam musi o tym powiedzieć, najlepiej mężczyzna).
Z powodu takich wyobrażeń nasze wysiłki, żeby promować aktywność fizyczną w ciąży są w zasadzie skazane na porażkę. Najpierw musiałybyśmy rozbroić różne stereotypy, zanim przejdziemy do racjonalnych argumentów, a na to nie ma na ogół przestrzeni. Tym bardziej, że to trochę błędne koło, bo np. jeśli jesteśmy odcięci od ciała, to nie chcemy o nim słuchać, a nie mówiąc o ciele, nie możemy dojść do ciała...
sobota, 27 lutego 2021
(174) Wytyczne WHO dotycząc aktywności fizycznej w ciąży
Światowa Organizacja Zdrowia wydała niedawno wytyczne dotyczące aktywności fizycznej, w tym aktywności fizycznej w ciąży. Napisałam o tym na blogu portalu supermamaplaner.pl
https://supermamaplaner.pl/blogs/jakakolwiek-aktywno-fizyczna-jest-lepsza-ni-brak-aktywnoci-zalecenia-who-dla-kobiet-w-ciy-80.html
Zrobiłam dla Was, nie tyle tłumaczenie, co wyciąg z wytycznych. Chcę podkreślić, że wytyczne są opracowane na podstawie przeglądu badań naukowych (zdrowie publiczne oparte na dowodach).
Tutaj taki mały wyciąg, dla tych którzy nie otworzą linku 🙂 "I uwaga, uwaga! To bardzo ważne: badania dowodzą, że aktywność fizyczna nie jest związana ze wzrostem ryzyka poronienia, ani z przedwczesnym porodem, a wręcz pełni funkcję ochronną, redukując ryzyko przedwczesnego porodu. Niespodzianka, prawda? Większość ludzi jest przecież głęboko przekonana, że jest odwrotnie…"
Zapraszam Was też do regularnego odwiedzania portalu supermamaplaner.pl - to bogata baza informacji dla kobiet w ciąży. Artykuł o wytycznych WHO inicjuje współpracę naszego Stowarzyszenia z supermamaplaner.pl
Będziemy tam gościć częściej, co nas bardzo cieszy.
piątek, 22 stycznia 2021
(173) Różnica między prawidłową a zdrową ciążą.
Dawno dano temu, kiedy jeszcze odbywały się zajęcia "na żywo", na koniec zajęć w szkole rodzenia pt. "Plan porodu" jeden z panów powiedział coś tym stylu: "Dlaczego my tu mówimy, że na coś możemy się nie zgodzić, że coś kobiety powinny same robić, przyswoić jakieś umiejętności, itd. Czy lekarze nie są doskonałymi fachowcami i nie należy im w 100% zaufać".
Lekarze są fachowcami. Problem w tym, że ... nasze zdrowie według koncepcji pól zdrowia zależy od nich tylko w 10%, a np. 53% od naszego stylu życia...To bardzo widać na każdym etapie życia, ale w czasie ciąży, porodu, połogu, szczególnie.
Przedstawię Wam dwie kobiety. Fikcyjne, ale przedstawiające pewne prawidłowości, które obserwuję od 17 lat pracy z ciężarnymi.
Proszę Państwa, oto one: Ewa i Monika!
Ewa uważa, że za jej ciążę odpowiada wyłącznie lekarz. Jedyne co robi dla swojego zdrowia to wizyty kontrolne u ginekologa. W zasadzie od początku ciąży czuje się fatalnie. Doskwiera jej mnóstwo rzeczy. Ociężałość, zadyszka od 4 miesiąca. Nietrzymanie moczu i trudności z wstaniem z fotela od szóstego. Chroniczny ból pleców, żeber, spojenia łonowego. Bardzo silny lęk przed porodem. Nadprogramowe kilogramy w ciąży i po. Poród to trauma. Leżenie na plecach, niewyobrażalny ból, brak informacji, brak wiedzy, przerażenie. Po porodzie ma problemy z poruszaniem się, nadwagą, karmieniem. Jest raczej w kiepskim stanie psychicznym.
Monika też oczywiście odwiedza regularnie ginekologa, ale od zrobienia testu ciążowego chce zdobyć sama jak najwięcej wiedzy i umiejętności. Wie też, że aktywność fizyczna i zdrowe odżywianie są bardzo ważne. Ćwiczy, spaceruje, pływa. Korzysta z warsztatów dna miednicy, spotkań z doulą, szkoły rodzenia. Czyta. Zaprzyjaźnia się z innymi ciężarnymi. Wspomina ciążę i poród fantastycznie. Nie znaczy to, że wszystko było idealnie, ale jeśli nie było, to szukała rozwiązań, np. szła do fizjoterapeutki. Czuła się i czuje zdrowa, sprawna, silna. O nietrzymaniu moczu wie z warsztatów i książek, sama go ani razu nie doświadczyła. tak samo jak bólu pleców. krótko po porodzie wróciła do wagi sprzed ciąży. Kiedy miała lub ma gorszy dzień, wie gdzie szukać wsparcia (i że może to robić).
Obie panie rodzą w 39 tygodniu ciąży drogą pochwową zdrowe dzieci (Monika bez nacięcia krocza).
I teraz puenta: z punktu widzenia medycyny obie panie są dokładnie w tym samym miejscu: 39 tydzień, droga pochwowa, zdrowe dziecko. Koniec. Kropka. Do widzenia.
Ale z punktu widzenia nas - kobiet, z punktu widzenia jakości życia, między jedną a drugą panią jest przepaść. "Niebo a ziemia". Bo nie sądzę, aby któraś z Was powiedziała "nie widzę żadnej różnicy, obojętne czy będę czuć się jak Ewa czy jak Monika".
Wracając do początkowego pytania: każdy z nas ma wybór. Można zaufać w 100% lekarzom (a sobie i innym fachowcom w 0%). To jest nawet w sumie wygodne, bo nie wymaga pracy własnej. Taka osoba jakoś przejdzie ciążę i jakoś urodzi zdrowe dziecko. Na szczęście są kobiety które chcą "jakoś" zamienić na "świadomie, sprawnie, zdrowo, pozytywnie, spokojnie, fajnie, ciekawie", a tego nie zapewni im sam lekarz, choćby był najlepszym fachowcem na kuli ziemskiej.
niedziela, 17 stycznia 2021
(172) Co ma brak aktywności fizycznej do patriarchatu?
Obiecałam, że napiszę jeszcze o twierdzeniu wielu kobiet, że "nie muszę ćwiczyć, bo przecież mam obowiązki domowe" z punktu widzenia kulturowego.
Otóż wiele razy zdarzyła mi się taka sytuacja, jak opisana poniżej.
Naprawdę. Tyle razy, że uznaję to już za kulturową prawidłowość (bo najpierw odbierałam to osobiście, że może Przyszłą Mama mnie nie lubi albo rzeczywiście popełniłam jakąś niezręczność).
Wygląda to mniej więcej tak:
- Oj jak mnie bolą plecy! Oj jaka jestem zmęczona! - mówi Przyszła Mama.
- To może wpadłabyś do nas na ćwiczenia, to w większości przypadków działa, a do tego jest fajnie. A teraz to jeszcze mamy projekt i wszystko za darmo - odpowiadam w dobrej wierze, chcę pomóc.
Tu Przyszła Mama nagle zmienia się, jakbym co najmniej wygłosiła pogląd polityczny przeciwny do jej przekonań. Jej twarz wykrzywia grymas wściekłości i warczy/syczy/ironizuje: Jakbyś nie zauważyła to mam już starsze dziecko. Mam już "gimnastykę"!!!
Zobaczcie jakie to nieadekwatne i nieracjonalne zachowanie, niczym strażniczek patriarchatu, bo Przyszłą Mama nie wkurza się na:
- kulturę, która nadal większość obowiązków domowych i rodzicielskich zrzuca na kobietę,
- partnera, który wraca o 20.00 z pracy albo o 16.00, ale potem musi wyłącznie odpoczywać,
- teściową, która kontakt z wnukiem ograniczyła do pogłaskania po główce,
- mamy, która owszem, wpada dwa razy w tygodniu, ale po to, żeby zrobić inspekcję czystości,
- państwo, które nie zapewnia żłobka dla dwulatka, itd. itp.
Nie, nic z tych rzeczy się nie dzieje. Przyszłą Mama "morduje" za to bogu ducha winnego "posłańca", a raczej "posłanniczkę".
Czy wyobrażacie sobie identyczną sytuację, tylko z mężczyznami w rolach głównych? Że np. nasz trener Rajmund z Aktywnego Piątkowa zachęca Przyszłego Tatę do pogrania w piłkę. Na to Przyszły Tata wrzeszczy: Odpaliło ci?! Mam w domu trzylatka i pranie! :-)
Nie? Nie jesteście sobie w stanie tego wyobrazić? To może zacznijmy walczyć o swoje potrzeby i ... bądźmy też solidarne z innymi kobietami!