Sheryl
Sandberg, jedna z najbardziej wpływowych i najlepiej opłacanych kobiet
amerykańskiego biznesu, kiedy sama zaszła w ciążę, dostrzegła potrzebę
udogodnień dla kobiet w ciąży, pracujących w Google. Chodziło jej o specjalne
miejsca parkingowe, blisko wejścia do firmy, żeby przyszłe mamy nie musiały
przemierzać ogromnego placu. Podobno było jej wstyd, zauważyła potrzeby kobiet,
dopiero kiedy jej samej zaczął dokuczać ból nóg, utyła i spuchła.
Czytam
tę historię w feministycznej książce Caroline Criado Perez „Niewidzialne kobiety”.
Autorka podaje wiele innych przykładów „drobnych” niedogodności dla kobiet w
miejscach pracy, spowodowanych tym, że światem rządzą mężczyźni, którym
zwyczajnie nie przychodzą różne rzeczy do głowy, bo ich nie dotyczą. Tak jak
Sandberg nie dotyczyły problemy kobiet ciężarnych, póki sama w ciążę nie
zaszła.
Czytam
ten przykład i jest mi bardzo smutno. Bo rozwiązanie jakie proponuje Sandberg
(wyznaczenie miejsc parkingowych dla ciężarnych jak najbliżej wejścia) jest
rozwiązaniem szkodliwym, bardzo dalekim od zdrowia kobiet i ich dzieci.
Powiedziałabym, że jest to nadal rozwiązanie męskie? Jakie byłoby rozwiązanie
kobiece, tzn. bliskie ciała i zdrowia? (Uwaga! Puszczam wodze fantazji)
Np.
wyznaczenie miejsc parkingowych dla ciężarnych na końcu parkingu i
poprowadzenie od nich do wejścia alejki krzewów czy kwiatów. Przygotowanie
wózków-robotów, które zawoziłyby laptopy i torby kobiet do biura, żeby mogły
zrobić sobie przed pracą długi spacer w miłym otoczeniu i z wolnymi rękami. Czas pracy ciężarnych mógłby zaczynać się
kwadrans po innych pracownikach, żeby nie musiały biegać, a po prostu iść
szybkim krokiem. Można by dodać też jedną lub dwie przerwy w pracy na
stretching, uruchamianie bioder, relaks z nogami do góry, itd.
W
każdym razie koncepcja polegająca na tym, że skoro spuchłam, utyłam i bolą mnie
nogi, to będę jeszcze mniej się ruszać, jest koncepcją nadal z męskiego świata,
świata dalekiego od ciała.