Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Kobiet "Dbamy o Mamy"

czwartek, 2 stycznia 2020

(164) Co robi z człowiekiem przerwa w ćwiczeniach :-)




Zacznę od osobistego wyznania, ale zaraz będzie ogólnie i o ciąży :-)

Niedawno miałam przymusową trzytygodniową przerwę od ćwiczeń. Najpierw przeze mnie i moją rodzinę przetoczyła się grypa żołądkowa (tak się wywnętrzam, żebyście wiedziały, że to naprawdę nie wagary, tylko siła wyższa). Potem wyjechaliśmy na ferie (spacerów nie uważam za ćwiczenia, a "pilatesów" tam nie było :-) ).

W każdym razie te trzy tygodnie zadziałały na mnie destrukcyjnie, mimo że:
- to tylko trzy tygodnie,
- nie jestem w ciąży,
- generalnie dużo się ruszam, a to była naprawdę wyjątkowa sytuacja w skali roku.

Od razu odczułam, że jestem słabsza. Po tej przerwie nie odważyłam się iść od razu na wymagające zajęcia pt."Powięź", zaczęłam spokojnie od jogi i "Zdrowego kręgosłupa". Poza tym zauważyłam pewną sztywność w swoim ciele :-) Jasne, że nie była to jakaś spektakularna "zapaść", ale ja widziałam zmianę na gorsze, a to pozwólcie, że powtórzę:
- były tylko trzy tygodnie przerwy,
- nie jestem w ciąży,
- generalnie się ruszam.

To taki tylko felietonowy przykład, bo nie chodzi przecież o mnie - po prostu tak to działa.
2-3 tygodnie przerwy w jakimkolwiek sporcie powodują niekorzystne zmiany.
Czasem mniejsze, czasem większe, bardziej czy mniej mierzalne, ale one zawsze się pojawią.

Do czego zmierzam? Do tego, co z uporem maniaczki powtarzam na każdych zajęciach szkoły rodzenia, a co po tych trzech tygodniach poczułam: przyszła mama, która ćwiczy przez całą ciążę 1-2 razy w tygodniu jest totalnie w innym miejscu niż jej unikająca ruchu koleżanka.
I to pod każdym względem: siły, mobilności, świadomości ciała, itd.

Ciąża to nie trzy tygodnie, tylko 13 razy dłużej.
Na to nakładają się zmiany ciążowe - "biomechaniczne", zwiększona masa, itd.

Jeśli trzy tygodnie przerwy powodują pogorszenie sprawności, to same pomyślcie co się wydarzy po czasie trzynaście (!!!) razy dłuższym.

Na koniec jeszcze jedna anegdota. Kiedyś byłam świadkiem rozmowy przyszłej mamy z położną. Mama była w 39 tygodniu ciąży, kiedy zażądała od położnej, żeby to ona była przy jej porodzie. Tak, zażądała, celowo użyłam tego słowa, powiedziałabym nawet, że pani była agresywna. Miała jasno sprecyzowane oczekiwania: urodzi w pozycji wertykalnej, bez znieczulenia i nacięcia krocza z tą właśnie położną, bo takie ma żądanie. Położna powiedziała, że to raczej nie jest możliwe, bo umawia się ze swoimi rodzącymi przed 30 tygodniem ciąży, ale dla porządku zapytała jeszcze przyszłą mamę czy przygotowywała się fizycznie do porodu. Mama odpowiedziała, że ćwiczyła regularnie ... przed ciążą i to sprawi, że świetnie urodzi.

To naprawdę tak nie działa, ani agresja (mylona zapewne ze stanowczością...), ani świetna położna, ani pobożne życzenia porodowe nie zastąpią regularnego, długotrwałego przygotowania fizycznego.