Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Kobiet "Dbamy o Mamy"

piątek, 7 października 2016

(132) Bridget Jones rodzi


Miało być o Czarnym Poniedziałku, a wyszło o Bridget Jones, ale co się odwlecze, to nie uciecze.
Z sentymentu obejrzałam najnowszą część Bridget Jones. Ponieważ mam takie zboczenie zawodowe, że nawet w gazecie motoryzacyjnej znajdę coś o ciężarnych, to tu też najbardziej interesowała mnie ciąża i poród Bridget.

Uwaga! Znów będę marudzić. Film, jak każdy film, powiela stereotypy porodowe, i utrwala prymat betonowego położnictwa. Kiedy Bridget tylko zaczyna rodzić musi być wieziona i niesiona (jakby szła, to by ją mniej bolało i szybciej postępował poród). Potem, przez chwilę jest masowana (celowo używam brzydkiej strony biernej, żeby nie zdradzać fabuły, tym co nie widzieli) i pochyla się nad łóżkiem (klęczy?). To super. Piąteczka! Jednak już ok ok. 7 centymetra leży. Oczywiście na plecach. No i "poród właściwy" też, rzecz jasna na plecach.

I tak popkultura utrwala stare zwyczaje, a ileż byłoby śmiesznych gagów, gdyby wchodziłą do wanny, spadała z piłki, wisiała na drabinkach, czy "uciekała" bocianim krokiem...

A, jeden plusik. Lekarka robi jej coś na kształt akupresury, tak to chyba można określić. Fajnie, ale gdyby tak Bridget wtedy np. klęczała, to byłoby fajniej.

Jakby co, to chętnie rozpiszemy sceny porodowe w następnej części serii (bo w książce ma dwójkę dzieci, więc może będzie powtórka). Nie macie kontaktu do producentów? :-)  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz