Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Kobiet "Dbamy o Mamy"

sobota, 3 października 2020

(167) Koronawirus, poród i pola Lalonde'a

Od dawna chodziła mi po głowie myśl, którą zaraz Wam wyłuszczę, ale dopiero kilka ważnych rozmów sprawiło, że dojrzałam do napisania tego tekstu.

Otóż uważam, że epidemia koronawirusa pokazuje nam w sposób wspaniały, choć brutalny, że na zdrowie wpływają w ogromnym stopniu nasze zachowania, zaniechania, styl życia.

Z jednej strony, to żadna nowość, np. przez całe studia na Zdrowiu publicznym tłuczono nam do głowy schemat tzw. pól zdrowia Marca Lalonde’a. Pan Lalonde dowodził, że nasze zdrowie zależy w 53% od stylu zdrowia, w 21% od środowiska, w 16% od genów, a tylko w 10% od służby zdrowia. Ha, ciekawe, prawda?

Na podstawie swoich kilkunastoletnich doświadczeń w pracy z kobietami w ciąży, śmiem twierdzić, że choć takie twierdzenie to żadna nowość w świecie nauki, to dla większości z nas totalne zaskoczenia. Wielu ludziom wydaje się, że najważniejsza dla naszego zdrowia jest służba zdrowia, lekarze, technologia.

Pozostanę przy „mojej” działce. Bardzo często kobiety całą odpowiedzialność za ciążę i poród składają w ręce ginekologa, a przecież spotkania z ginekologiem, to ledwie jakieś 20 minut raz na miesiąc (czyli trzy godziny w czasie całej ciąży). Nawet jeśli ten czas podwoić czy potroić, bo wizyty częstsze lub dłuższe, to szału nie ma. Ciągle zostaje jakieś 39 tygodni, 6 dni i kilkanaście godzin, kiedy kobieta jest sama ze swoją ciążą. Z kolei w czasie porodu ginekologa raczej nie ma wcale, o czym większość kobiet przekonuje się „w praniu”.

Rodzące wierzą też bardzo w technologię, zamiast w siebie. Ileż razy słyszałyśmy: „Rodzę w szpitalu X. Tak wiem, że to jest fabryka rodzących, że czeka się długo w kolejce, że uprzejmość personelu pozostawia wiele do życzenia, ale gdyby się coś działo, to tam jest najlepszy SPRZĘT w mieście”.

Wracając do koronawirusa – to nasze zachowania wpływają na nasze zdrowie i osób z naszego otoczenia. Izolacja w miarę możliwości, maseczki, higiena, zachowanie odstępów, takie proste, nudne zachowania mogą nas uratować. Jeśli wszyscy zarzucilibyśmy te działania, to jak mówią specjaliści, nasza służba zdrowia na pewno by tego nie udźwignęła, zresztą żadna inna też nie.

Technologia? Respiratorów jest tyle, ile jest, poza tym … choćby  ostatni weekend czytałam wywiad z profesorem interny, który mówił, że od leczenia respiratorami się odchodzi, że to niekoniecznie dobry sposób…

Leki? Do pewnego momentu chory musi radzić sobie sam, korzystając z popularnych leków, a jeśli trafi do szpitala, to zdaje się, że zostanie poddany „metodzie prób i błędów”. Nie ma leku, który nas wszystkich uratuje.

Tak więc, najlepiej po prostu nie zachorować, a zwiększamy na to szansę robiąc te opisane wcześniej, mało spektakularne, powtarzalne, nudne rzeczy.

Myślę, że właśnie  tej małej spektakularności tkwi pułapka. Kiedyś się załamałam czytając post w grupie na FB dotyczącej rozstępu mięśnia prostego brzucha. Jedna z dziewczyn pisała, że położna wychwyciła u niej tę przypadłość, nauczyła odpowiednich ćwiczeń, motywowała, itp. Dziewczyny na forum były zachwycone: „Trafiłaś na wyjątkową położną! Korzystaj z tego! Ćwicz!”. Na co sama zainteresowana odpisała: „Eee, nie jestem przekonana, wolałabym poddać się operacji. Możecie dać namiar na tego chirurga z Krakowa?”.

Inny przykład, pan Jacek od 10 lat prawie codziennie przez kwadrans wykonuje ćwiczenia na kręgosłup. Czuje się sprawny i zdrowy. Pan Marek … cóż nie robi tego, co pan Jacek, dokładniej mówiąc, nie ćwiczył ani razu przez ostatnie 10 lat. Wreszcie musi poddać się operacji ortopedycznej. Jest zachwycony. Specjaliści i sprzęt uratują jego zdrowie! Z pana Jacka się śmieje. Pan Marek myśli, że przecież kwadrans ćwiczeń nie ma tu nic do rzeczy. To bzdura. To los, zdarzenie, przypadek. Pan Jacek ma po prostu dobre geny.

I znów wracając do koronawirusa – jeśli jesteśmy jak pan Jacek i dbamy o siebie od wielu lat, to zwiększamy szansę na wyjście bez szwanku z zachorowania. I tutaj zaraz pewnie ktoś przytoczy przykład zdrowego trzydziestolatka, który zmarł, i źle prowadzącego się prezesa, który nawet nie wiedział, ze jest chory. Cóż, niestety można umrzeć na raka płuc nie paląc nawet jednego papierosa, ale jednak palenie wielokrotnie zwiększa takie prawdopodobieństwo. To jest udowodnione. I druga sprawa, nie wiemy, czy „zdrowy trzydziestolatek” nie pił i nie palił od 18 roku życia, i nie wiemy czy prezes będzie chojraczył za miesiąc…

I jeszcze jedno porównanie porodu i zakażenia koronawirusem. Przyszłym mamom bardzo często wydaje się, że przy pierwszym skurczu zostaną zaopiekowane przez personel. A potem są zdziwione, gdy czekają w szpitalnej kolejce 2 godziny, gdy są same na sali, gdy nikt nic nie wyjaśnia, nie pomaga, itp. Z tego co słyszę od zarażonych w otoczeniu, i z tego co czytam w mediach, z koronawirusem jest tak samo. Jeśli przechodzisz go łagodnie, to musisz radzić sobie sama, co więcej jeszcze ogarnąć pracę, którą powinien wykonać lekarz czy Sanepid. Tzn. sama musisz zrobić sobie test, zapłacić za niego, zarządzić sobie izolację, zadzwonić do szkół dzieci i znajomych, z którymi miałaś kontakt, itd. Jeśli trafisz do szpitala… To będziesz leżeć na sali sama, personel odwiedzi Cię dwa razy w ciągu doby na kilka minut (mowa o tym w wywiadzie z profesorem medycyny, który sam był pacjentem covidowym: https://portal.abczdrowie.pl/prof-wysocki-pandemia-przypomniala-ze-polska-sluzba-zdrowia-wymaga-gruntownej-przebudowy-i-duzych-nakladow-finansowych)

). Oczywiście, to nie zarzut, bo nie da się inaczej. Chodzi mi tylko o to, że naprawdę musisz liczyć na siebie, bo nie ma anioła z napisem na plecach „służba zdrowia”, który ramię w ramię przejdzie z tobą tę chorobę (albo poród, albo operację). Musisz zdać sobie sprawę z tego, że pan Lalonde miał rację. Twoje zdrowie zależy od ciebie. Długo przed zakażeniem, krótko przed zakażeniem, kiedy chorujesz lekko, i kiedy jesteś sama w szpitalu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz