Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Kobiet "Dbamy o Mamy"

poniedziałek, 3 listopada 2025

O tym jak obowiązki domowe wygrywają ze śmiercią



Cały czas zastanawiam się dlaczego kobiety w ciąży nie ćwiczą.

Tym razem trop kardiologiczny z artykułu „Serce kobiety” (ZWIERCIADŁO nr 10 (2147) październik 2025). 

Cytuję:

Redaktor Joanna Derda: A jeśli już się trafi zawał? Podobno kobiety rzadziej i mniej chętnie korzystają z rehabilitacji kardiologicznej.

Kardiolożka dr Anna Słowikowska: Niestety to prawda. Są żonami, mamami, babciami – opiekunkami. Partner mówi: „Ale jak to, zostawisz mnie na kilka tygodni? Co ja bez ciebie zrobię?”. I kobieta myśli: „Może wystarczy jak sobie pochodzę na spacery…” A potem nawet na te spacery nie ma czasu.

Mnie ten fragment po prostu przeraził. Jak bardzo mamy „zrytą banię” przez kulturę, ale też jaki brak wsparcia w, zdawałoby się, najbliższych osobach, że swoje życie stawiamy na samym końcu spraw do ogarnięcia.

W tym momencie przypomniało mi się zachowanie mojej dawnej znajomej, która miała jakiś dziwny problem z tym, co robię. Otóż, kiedy opowiadałam jej o zajęciach dla kobiet w ciąży, wrzasnęła na mnie (!!!): „Ani ja ani żadna moja koleżanka na takie zajęcia nie przyjdziemy! My wolimy iść z naszymi dziećmi do parku!”. Nawiasem mówiąc znajoma była żoną lekarza i sama pracowała w branży zdrowotnej. Kiedy zaczęła rodzić zginana przez skurcze przygotowała kolorowy, pożywny posiłek na wynos dla swojego męża, żeby nie umarł z głodu, jak ona będzie rodzić (mąż w tym czasie spał).

Wracając do wywiadu o rehabilitacji po zawale – w tym kontekście przestaje mnie dziwić niechęć do ćwiczeń w ciąży. Skoro otarcie się o śmierć nie jest motywacją do rehabilitacji, to dlaczego miałyby nią być tak „nieważne” i niewymierne sprawy jak lepsze samopoczucie w ciąży, łatwiejszy poród, szybszy powrót do formy po porodzie?    

 

 

 


Co mają wspólnego ćwiczenia i szczepienia?



Niedawno na nasze zajęcia „Pozycje porodowe”, które odbywały się w szkole rodzenia, przyszły równocześnie dwie panie, które powiedziały, że nie mogą ćwiczyć, bo to zagrażałoby ich ciąży (takie mają zalecenie) i przesiedziały zajęcia na krześle.

Cóż, jesteśmy ogromnie sfrustrowane, że mit o szkodliwości ćwiczeń w ciąży jest wciąż żywy (w XXI wieku, w dużym mieście akademickim, w czasach, kiedy w nauce dzieją się rzeczy niewyobrażalne). Może jednak edukacja zdrowotna nie jest złym pomysłem?

Jeszcze raz spróbujmy z tym mitem powalczyć. Tym razem darujemy sobie wyniki badań naukowych i zalecenia różnych instytucji.

Podejdźmy do sprawy „na zdrowy rozum”.

Nasze dwie panie dotarły do szkoły rodzenia o własnych siłach (nie na łóżku z kółkami, ani nawet wózku). Jeśli nawet przyjechały samochodem, to i tak musiały wykonać mnóstwo ruchów. Wstać z krzesła, zamknąć drzwi, podejść do samochodu, usiąść niżej niż na krześle, dojść z samochodu do szkoły rodzenia, zejść po schodach, itd. Tak czy inaczej mnóstwo różnych ruchów.

Zajęcia trwają 60 minut i są bardziej warsztatem niż ćwiczeniami. Dużo opowiadamy: po co są pozycje porodowe, kiedy je stosować, na co zwracać uwagę, itp. efektywnych ćwiczeń jest może pół godziny, a nawet jeśli 40 minut, to nie jednym ciągiem, tylko z przerwami na gadanie.

No i słowo „ćwiczenia” nie jest chyba zbyt adekwatne. Trenerki personalne, instruktorki fitnessu, a nawet joginki mogłyby nas wyśmiać. Siedzenie na piłce, bujanie się przez chwilę w klęku podpartym, 8 uniesień kolan w staniu, trzy kucnięcia, kilka kółek biodrami. To naprawdę trudno nazwać ćwiczeniami. Trzeba mieć dużo dobrej woli, żeby takiej nazwy użyć.

Mając powyższą wiedzę zastanówmy się jaki mechanizm miałby powodować poronienie lub wcześniejszy poród. Czy szyjka macicy ma jakiś czujnik, który odróżnia siadanie na krześle, kanapie, toalecie, w samochodzie od siadania na piłce? I jak siadamy na piłce w szkole rodzenia to natychmiast włączy się alarm? A jak przed Netflixem albo w kawiarni to nie? Czy jak wchodzimy po schodach, bo mieszkamy w szeregowcu, to jest ok, ale nasza szyjka macicy zwariuje, kiedy wykonamy 8 bocianich kroków?

To byłoby fenomenalne. Wiemy, że ludzkie ciało jest wspaniałe, ale żeby aż tak? Wykonujesz ten sam ruch tylko w innych murach i z inną intencją i skutek jest diametralnie różny? „Nic” kontra przedwczesny poród?

Wiecie co, gdyby tak było, to by rozwiązało wiele kobiecych problemów. Koleżanka chce usunąć ciążę? Nie robisz zrzutki i nie wysyłasz jej do Czech, tylko każesz wykonać 10 krążeń biodrami. Chcesz urodzić przed Gwiazdkę? Nie płacisz za cesarkę na życzenie u lekarza, który zalecał ci unikanie ćwiczeń, tylko robisz 10 kocich grzbietów. Nigdy nie spotkałaś się z takimi rozwiązaniami? No właśnie, więc dlaczego wierzysz w bzdury, że udział w krótkich warsztatach ruchowych jest zabójczy?

Pociągnijmy ten absurd dalej. Z dużym prawdopodobieństwem wiele naszych ruchów „w życiu” (tj. poza ćwiczeniami) jest nieprawidłowych. Garbimy się, wysuwamy głowy do przodu, źle stawiamy stopy, niefizjologicznie siedzimy, zakładamy nogę na nogę, robimy z siebie „półksiężyce”, siedząc w łóżku czy fotelu, itd., itp. Tymczasem na zajęciach ruchowych staramy się zwrócić uwagę na szczegóły, które w życiu nam umykają. To właśnie na ćwiczeniach mamy szansę raz w tygodniu (a może tylko raz w miesiącu lub raz w czasie całej ciąży…) spróbować prawidłowego, właściwego, optymalnego ruchu. I my z tej szansy rezygnujmy, bo niby jak wreszcie np. się wyprostujemy, prawidłowo odetchniemy, odciążymy kręgosłup, itd., to szyjka macicy nam się „rozpruje”?

I idźmy jeszcze dalej: to właśnie na ćwiczeniach możesz pobyć chociaż trochę w pozycjach odciążających szyjkę macicy (nie, siedzenie w głębokim fotelu ani półleżenie taką pozycją nie jest, wręcz przeciwnie).

To bardzo przypomina sytuację ze szczepieniami. Unikamy tego, co naprawdę może pomóc, fantazjując o wyimaginowanych zagrożeniach.