Niezastąpiona fizjoterapeutka Ania Szczepanik podesłała mi link do postu "Co z tą szyjką?" na @BABKIBABKOM Przeczytajcie go koniecznie!
Nawet nie wyobrażacie sobie jak ja się cieszę, że się pojawił, i że napisała go ginekolożka.
Mówię o tym samym od wielu lat, choć oczywiście z innej perspektywy (promotorki zdrowia), ale mój głos nie jest słyszany (a jeśli już dotrze do uszu
, to jest lekceważony).

Wspierając się więc autorytetem tego wpisu powiem po raz enty:
- nie jest epidemiologicznie ani statystycznie możliwe, żeby np. 9 na 10 kobiet miało skracającą się szyjkę. Takiej siły rażenia nie ma nawet COVID

- "epidemia skracającej się szyjki" ma ogromne konsekwencje dla zdrowia populacji, bo z tego powodu większość ciężarnych unika aktywności fizycznej, a bezruch prowadzi do wielu kłopotów zdrowotnych (tym razem już jak najbardziej prawdziwych),
- nie jest możliwe, żeby "skracająca się szyjka" była przeciwwskazaniem do godziny w tygodniu umiarkowanych, przemyślanych ćwiczeń DLA CIĘŻĄRNYCH, ale pozwalała równocześnie na wyjazd nad morze/imprezę integracyjną/przekopywanie ogródka/ 5-kilometrowy spacer z teściową/ szorowanie ogromnego tarasu/ przyjście na nogach i bieganie po szkole rodzenia/wielogodzinne snucie się po centrach handlowych, itd. itp.
Wszystkie przykłady są prosto z życia, nagminnie je słyszę, np. w takiej konfiguracji: "Popatrzę tylko jak się oddycha w czasie porodu. Nie wolno mi brać udziału w zajęciach. Aha, i wyjdę wcześniej, bo muszę jeszcze zrobić zakupy i przygotować kolację dla 10 znajomych".
- siedzenie godzinami w głębokim fotelu, z nogą założoną na nogę, z osłabionym dnem miednicy i na lekkim bezdechu nie wspomaga w żaden sposób szyjki macicy.
- jest coraz więcej badań naukowych o tym, że zalecanie leżenia w ciąży w wielu przypadkach jest przeciwskuteczne, bezsensowne, "bedrest is harmful not helpful", a jeszcze jeśli taki "bedrest" zlecany jest na bazie złej diagnozy...