Od ćwiczenia się nie rodzi, to bezczynność szkodzi!
Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Kobiet "Dbamy o Mamy"
niedziela, 19 czerwca 2022
TRE - Tension Releasing Exercises
Etnografowie kontra akuszerki
czwartek, 14 kwietnia 2022
(186) Epidemia skracających się szyjek

Niezastąpiona fizjoterapeutka Ania Szczepanik podesłała mi link do postu "Co z tą szyjką?" na @BABKIBABKOM Przeczytajcie go koniecznie!


wtorek, 1 lutego 2022
(185) Ciało "tak", ruch "nie"
Od
jakiegoś czasu obserwuję dziwne zjawisko.
Chodzi
o mówienie o ciele, kontakcie z ciałem, świadomości ciała w oderwaniu od
aktywności fizycznej, a czasem nawet z deprecjonowaniem ruchu…
Przykłady?
Położna
mówi, że w czasie porodu ważny jest kontakt z ciałem. Aktywność fizyczna wcale
nie. Ma pacjentki, które ćwiczyły i nie miało to przełożenia na poród.
Fizjoterapeutka
(!) w długim wywiadzie opowiada o ciele. Że dno miednicy, że głaskać,
akceptować, przytulać, smarować (bardzo dużo o tym smarowaniu). Aktywność
fizyczna? Krótkie zdanie: czasem można pospacerować.
Zagraniczna
autorka książki o hipnozie porodowej, już na pierwszych stronach krytykuje
kobiety, które ćwiczą jogę i myślą, że im to pomoże w czasie porodu. To nieprawda,
najistotniejszy jest jej kurs hipnoporodowy.
Organizacja
doul radzi jak poprawić krążenie w czasie upałów. Leżeć w cieniu, nosić luźne
ubrania, pić, itd., itp. Ani słowa o ruchu.
Mogę
tak długo. W każdym razie istnieje niestety narracja, że „ciało tak”, „ruch
nie”.
Z
mojego punktu widzenia, czyli osoby, która prawie od 18 lat pracuje z
ciężarnymi aktywnymi fizycznie, świetny kontakt ze swoim ciałem przy
jednoczesnym unikaniu ruchu jest niemożliwy.
Przede
wszystkim nasze ciało jest stworzone do ruchu, pragnie ruchu. Każda najmniejsza
komórka i tkanka działa lepiej jeśli jesteśmy w ruchu. Ruch ma pozytywny wpływ
na każdy układ naszego ciała od trawienia po mózg. Mówienie więc, że można
osiągnąć super kontakt z ciałem, ignorując aktywność fizyczną to tak jakby
powiedzieć, np.:
„Mam świetną
relację z Zuzą. Widziałyśmy się pięć lat temu, a trzy lata temu wysłałam jej
sms na święta” albo „Ogromnie kocham swoje dziecko. Poświęcam mu 15 minut
dziennie, ale wtedy proszę, żeby nic nie mówiło, bo mnie męczy”.
Jeśli
mam świetny kontakt z ciałem, to słyszę, że ono mnie błaga o ruch. I staram się
na tę potrzebę reagować. Jeśli tej potrzeby nie słyszę, to znaczy, że jednak
ten kontakt jest zaburzony, a nie że potrzeby nie ma.
Po
drugie, aktywność fizyczna przybliża nas do ciała na milion sposobów. Np. tak
że na pilatesie mogę poczuć, gdzie mam guzy kulszowe albo dno miednicy. Mogę
się przekonać, że np. bieganie lubię, a siłowni nie, choć zawsze MYŚLAŁAM, że
jest odwrotnie. Mogę POCZUĆ, że stretching mnie relaksuje. Uczę się, że w danym
ćwiczeniu dla mnie lepiej, jeśli bardziej rozsunę stopy, itd. Znów można długo
wymieniać, ale nie chodzi o konkretne przykłady, ale o myśl: ciała uczysz
się ruchu, nie na kanapie.
Sama
sobie o tym bardzo wyraźnie przypomniałam, kiedy po długiej przerwie przeprosiłam
się z jogą i POCZUŁAM, że mam osłabione nadgarstki. Nigdy nie wykoncypowała bym
tego intelektualnie, oglądając serial z kanapy. Wiedza ta nie spłynęłaby z
mojego serca. Do unoszenia kubka z herbatą nie trzeba takiej siły, żeby
nadgarstki reagowały, więc gdybym nie wróciła na jogę, to jeszcze bardzo długo
rozwijałby się problem, o którym bym nie wiedziała.
Przez
kilka lat prowadziłam zajęcia w szkole rodzenia. Jeszcze mi się ani razu nie
zdarzyło, żeby ciężarna bez doświadczenia ruchowego weszła w pozycje porodowe
jak w dym. Żeby spłynęło na nią oświecenie i połączyła się swoim ciałem. Nie,
dziewczyny niećwiczące są na ogół lekko wystraszone, ostrożne, „sztywne”, tracą
oddech po trzecim powtórzeniu albo nie rozumieją co mają zrobić (jasne, tu winę
można zrzucić na mnie, ale raczej chodzi o to, że w 38 tygodniu ciąży zaczynają
od poziomu zero i nie mają się do czego odnieść). Pozwolę więc sobie nie
uwierzyć, że za to na porodówce doznają nagłego połączenia z ciałem w „chłodnym”
szpitalnym środowisku, stresie, w bólu, może w nocy.
I
jeszcze jedna rzecz. Doświadczenia bardziej „duchowe” jak relaks czy oddech też
mają swój początek w ciele. Jeśli np. wypielęgnowałam złą postawę, słabe
mięśnie, sztywną klatkę piersiową, ból pleców, niesprawne dno miednicy, to
wszystko wpłynie niekorzystnie na mój oddech. I tych wszystkich zaszłości nie
da się magicznie, dzięki sile serca, odkręcić na porodówce. Nawet jeśli trafię
na najwspanialszą położną, a do tego zaleje mnie nieziemska fala miłości do
rodzącego się dziecka, to i tak nie będę oddychać na 100%, tylko na tyle na ile
sztywna klatka piersiowa i zła postawa pozwolą. Kwestia „mechaniki”. Od dawna nieużywany
samochód nie pojedzie jak żyleta, tylko dlatego, że kierowca bardzo tego
pragnie.
To
samo dotyczy umiejętności rozluźnienia. Jasne, że można mieć ku temu mniejsze
lub większe predyspozycje, niekoniecznie skorelowane dodatnio z aktywnością
fizyczną, ale nawet przy ponadprzeciętnym potencjale do relaksacji trudno nam
będzie pokonać czysto fizyczne napięcia w ciele (a takie napięcia gromadzą już
pięciolatki, jeśli się nie ruszają). Coś co się rozbija kilkoma miesiącami
stretchingu i/lub wieloma bolesnymi sesjami u fizjoterapeuty nie usuniemy samą
siłą woli na komendę „zrelaksuj się!”.
No i
znów, nie wyobrażam sobie w przypadku napięć i sztywności w ciele takiej
konstrukcji: „Nie ruszam się, ale mam doskonałą świadomość ciała”. Jeśli w
takiej sytuacji nie CZUJEMY nieuniknionych napięć, to chyba jednak nie mamy
doskonałej świadomości ciała. A jeśli czujemy napięcia, ale nie zamierzamy się
ruszać, żeby je zmniejszyć, to też chyba raczej nie świadczy o wspaniałym
kontakcie z ciałem…
Oczywiście można trenować bardzo dużo i mieć mizerną świadomość ciała, trening może się stać katowaniem, zagłuszaniem ciała, ale to zupełnie inna historia...