Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Kobiet "Dbamy o Mamy"

piątek, 22 listopada 2013

(74) Rwa kulszowa w ciąży

Na ostatnich zajęciach p. Joasia pytała jak sobie pomóc w ciążowej rwie kulszowej. Może to nie jest najbardziej prawidłowa nazwa, tego co nas może dotknąć w ciąży, ale każdy, kto to ma/miał (miałam...) wie o co chodzi. Taki silny "nerwoból" ciągnący się od pleców przez całą nogę. 

Za książką "Your Pregnancy. Quick Guide. Fitness and exercise" G.Curtis (ginekolog) i J. Schuler (współpracowniczka G.Curtis i autorka wielu książek ciążowych) proponuję masaż.

"Niestety" potrzebna będzie Ci do tego druga osoba.
 Kładziesz się na "zdrowym" boku. Twój masażysta lub masażystka klęczy obok.

1) Najpierw masażysta głaszcze całą Twoją "chorą" nogę od pośladka w dół, ciągłym ruchem, całą dłonią. Najpierw niech głaszcze przód nogi, potem tył z delikatnym naciskiem. Taki złoty środek - żeby nie było to łaskotanie po wierzchu, ani, z drugiej strony, jakieś bolesne "przepychanie limfy".

2) Następnie niech jedną rękę położy na Twoim biodrze, żeby je ustabilizować (żebyś się nie bujała na boki), a drugą niech ugniata znów całą nogę od góry do dołu. To takie "ugniatanie ciasta". Mój syn mówi, że to tak jakby koń paszczę na nodze zaciskał. Niech "koń" "pogryzie" kilka razy całą nogę.

A teraz wykończenie, składające się z trzech elementów i dotyczące już tylko tyłu nogi:
3) masażysta przeciąga równocześnie oba kciuki od pośladka w dół (raz),
4) robi jeden "głask" całej nogi płaską dłonią (jak na początku) od góry do dołu,
5) tym razem wierzchem dłoni oklepuje przez 15 sekund okolice między pośladkiem a udem. 

Pomagają też takie pozycje jak:
- bujanie sie w tył i w przód w pozycji "na czworakach",
- rozciąganie w leżeniu na boku (górną, "chorą" nogę kładziesz na podłodze możliwie blisko swojej twarzy.
Problem w tym, że jak cierpisz, to samo zejście do tych pozycji wydaje się niemożliwe. To może najpierw masaż, a potem te pozycje?

No i jak zawsze dodam swoją mantrę: ruch tu też pomaga. Po pierwsze rozgrzejesz się, rozruszasz i ból stanie się mniej dokuczliwy. A nawet jest taka teoria, że cały ból przez to, że "dzieciak" uciska na nerwy. Jeśli się więc poruszasz, to jest szansa, że go trochę zmotywujesz, żeby łaskawie się odsunął i ból całkiem ustąpi. 

niedziela, 17 listopada 2013

(73) Ciążowy taniec brzucha

W piątek (15 listopada) wznowiłyśmy po przerwie taniec brzucha dla przyszłych mam.
To zdjęcie z tych zajęć. Miło zakoczyła nas liczebność grupy - było siedem ciężarnych (i prowadząca też w ciąży).

Zajęcia prowadzimy tak, że możesz do nas dołączyć w każdej chwili.
Jeśli mieszkasz pod Poznaniem, to warto się skusić chociaż na jedne zajęcia (istnieje opcja pojedynczej wejściówki) i ćwiczyć w domu.
Często zdarza nam się słyszeć, np. od naszych ćwiczeniowych klientek, że "Nie przyjdę, bo taniec brzucha to nie dla mnie". Wtedy powstrzymujemy się, żeby nie wyjść na "akwizytorki", ale mamy ochotę zapytać: "A skąd wiesz, skoro nie byłaś i nie chcesz przyjść?". Najlepiej podejść do sprawy naukowo - sprawdzić na żywo i najwyżej potem stwierdzić "To nie dla mnie".

Naprawdę warto, bo to nie tylko świetna zabawa, o czym świadczyły uśmiechy na twarzach naszej grupy, ale genialna gimnastyka ciążowa. Być może wyobrażasz sobie coś, co Cię zniechęca, a co nie ma pokrycia w rzeczywistości, np.:

1) Taniec brzucha to "pornografia". Nieprawda: to taniec płodności, taniec kobiet dla kobiet.
2) Pomylę kroki, nie mam koordynacji, nie zapamiętam układu. Nie pomylisz żadnych kroków. Nasze zajęcia to taki "prenatalny orientalny aerobik" - powtarzamy wielokrotnie konkretne figury z komentarzami ciążowo-porodowymi. Nie ma choreografii, nie wirujemy po parkiecie (bo to zajęcia dla początkujących i prozdrowotne, a nie wysoce artystyczne).
3) Przez godzinę ćwiczyć brzuch to nudne i niebezpieczne. Taniec brzucha to nazwa myląca - pracują wszystkie części ciała. Poza tym, jeśli myślisz "Jestem w ciąży, muszę oszczędzać tułów", to się strasznie się mylisz. Właśnie dlatego, że jesteś w ciąży musisz wzmacniać, uelastyczniać i uruchamiać okolice brzucha. To tak jakby pianista powiedział: "Za pół roku mam koncert. Koniec z graniem. Oszczędzam ręce." Cóż, nie wróżyłabym mu sukcesów...

Co zyskasz na zajeciach? 
Zaprzyjaźnisz się ze swoją miednicą. Nie będzie dłużej "betonowym ciałem obcym", pomoże Ci to już w ciąży i oczywiście w czasie porodu.
Będziesz czuła się lekka i rozluźniona.
Ustąpią drobne dolegliwości ciążowe.
Uelastycznisz i wzmocnisz kręgosłup.
Wzmocnisz mieście Kegla bez nudnego i często niezrozumiałego "wstrzymywania wirtualnego strumienia moczu".
No i będziesz świetnie się bawić.

Nie zastanawiaj się dłużej! Zapraszamy! 



wtorek, 5 listopada 2013

(72) Zwolnij!

Chyba się zainspirowałam jedną z ostatnich lektur - "Pochwała powolności" Carla Honore o slow life, ale też, jak zawsze, "ćwiczeniowym" życiem. Zdarza się, że dostajemy mejle/telefony z pytaniem o późniejszą godzinę zajęć, "bo o obecnej porze jeszcze pracuję".

Zanim rozwinę wątek - mała dygresja. Tak wiem, że obecne godziny zajęć są wczesne, że pewnie lepiej byłoby przesunąć je chociaż o 45 min. później. Rozumiem też, że rynek pracy nie jest łatwy, podejście pracodawców (i współpracowników) do kobiet w ciąży też często życzliwe nie jest. Mam również świadomość, że istnieją prace "nieprzenaszalne", "nieodrabialne", bo jeśli masz jakiegoś rodzaju dyżur, to masz i nic się nie da zrobić. (Chociaż? Może można się np. z kimś zamienić?) 

Mam jednak wrażenia, że w wielu przypadkach pytanie o późniejszą godzinę, to tylko wymówka, uspokojenie sumienia: "Przecież pytałam. Nie ma. Mogę nadal pracować 10-12 godzin dziennie". Dlaczego tak sądzę? Na przykład dlatego, że kilkakrotnie zdarzyło nam się, że pytające  były ... właścicielkami swoich firm. Czyli, jak sądzę, osobami, które chociaż w jakimś zakresie mogą kształtować swoje godziny pracy. Pracodawca z zegrem nie stoi im nad głową. Sądzę tak również dlatego, że kiedy otwierałyśmy jednak grupy po 18.00, to na zajęcia chodziły 1-2 osoby, a w końcu nikt, a najczęściej grupa wcale nie ruszała.I wcale się nie dziwię, bo jeśli jesteś w ciąży i pracujesz do 18.00 lub dłużej, to naprawdę ostatnią rzeczą na którą masz siłę i ochotę są ćwiczenia.

Apeluję więc do wszystkich pracoholiczek - zwolnijcie! Przecież ciąża kończy się w określony sposób i to nie do końca wiadomo kiedy, więc i tak będziesz musiała choć na chwilę zawiesić kolejny projekt lub odwołać kolejne niezwykle ważne spotkanie.
Nie zachęcam nikogo do rzucania roboty, ale pomiędzy rzucaniem roboty, a 2 godzinami w tygodniu poświęconymi na ruch (godzina na ćwiczenia i godzina innego dnia na intensywny marsz) jest ogromna różnica.

I paradoksalnie, te głupie dwie godziny pomogłyby Ci w pracy. Bo każdy człowiek ćwiczący, a ciężarna w szczególności, pracuje lepiej, jeśli jest sprawny fizycznie. Nauka udawadnia, że podział na "głupich mięśniaków" i "intelektualistów", którzy są tak intelektualni, że złamią się przy próbie skłonu jest głupi. Mięśnie i mózg są powiązane. Jeśli jesteś aktywna fizycznie, to twój mózg pracuje lepiej. Jeśli "zmarnujesz" godzinę na ćiwczenia, to będziesz miała lepsze pomysły projektowe. Nie mówiąc o tym, że po prostu dasz radę wysiedzieć kilka godzin np. 
przed komputerem.

"Dzięki temu, że regularnie ćwiczę, jestem w stanie wysiedzieć w archiwum" - powiedziała Ola, dr i maniaczka historii.
"Dałam radę kilka godzin egzaminować studentów" - dodała Beata - romanistka i dr ekonomii. 
To dwa cytaty z naszych klientek. Tak na wszelkiw wypadek, bo zdarzyło nam się usłyszeć od niedoszłej klientki: "Kto tam u was ćwiczy, chyba bezrobotne i kobiety na zwolnieniu". Zapewniam, że nie. Miałyśmy cały przekrój zawodowy klientek, zdaje się że najczęściej maniaczek swoich profesji, z tak oryginalnymi zawodami jak np. szefowa instytucji kulturalnej, biolog o europejskiej sławie, polityczka, kontrolelka lotów, nie mówiąc o "zwykłych" naukowczyniach, architektkach, prawniczkach, księgowych, tłumaczkach, kulturoznawczyniach, nauczycielkach, terapeutkach, PRówkach, dziennikarkach, informatyczkach, lekarkach...
To nie Twój zawód powoduje, że nie masz czasu na ćwiczenia. Sama to sobie robisz!